Od 15 lat jestem sakramentalną żoną. Mamy 2 dzieci, syna 11 i córkę 7 lat.
Kryzys małżeński
Od dwóch lat nie mieszkamy z mężem razem. Jesteśmy w sądowej separacji, a obecnie także w trakcie procesu rozwodowego. Do czego jeszcze za chwilę wrócę, a teraz tak w skrócie streszczę jak doszło do tej sytuacji.
Poznaliśmy się z mężem we wspólnocie młodzieżowej 21 lat temu. Była to piękna, czysta do dnia ślubu miłość wzajemna. Po 6 latach znajomości pobraliśmy się. Zamieszkaliśmy razem w Krakowie. I popełniliśmy jeden, podstawowy błąd, który zaważył na naszym małżeńskim życiu. Nie zaprosiliśmy Pana Boga na salony, żeby się rozgościł w naszej rodzinie, a zostawiliśmy Go w przedsionku i otwieraliśmy Mu drzwi tylko w niedzielę i święta.
Po 4 latach małżeństwa urodził się syn. Mąż w tym samym czasie zaczął grać na weselach w kapeli. Coraz częściej nie miał sił, ani ochoty w niedzielę chodzić do kościoła, bo odsypiał imprezy. Ja czasami szłam sama, czasami się zasłaniałam małym dzieckiem. I tak coraz bardziej żyliśmy sami ze sobą, bez Boga.
Nowe życie?
Po kolejnych 4 latach nastąpił poważny kryzys w naszym małżeństwie. Byłam w ciąży z córką. Padła decyzja, że wracamy do rodzinnego miasta, żeby zacząć od nowa, z pomocą rodziców przy dzieciach. Jednak kryzys okazał się zbyt poważny, abyśmy mogli go sami zwyciężyć, bez pomocy Boga. W Bełchatowie wróciłam do starej parafii, zaczęłam szukać pomocy i pomysłu na to co dalej, bo świat podpowiadał mi jedno: wyrzuć go z domu i ułóż sobie życie na nowo. Ale nie do końca mi to grało, bo jak to tak? Przecież ślubowaliśmy sobie na dobre i na złe?! Ksiądz na spowiedzi, jako jedyny doradzał mi co innego. Przez 3 miesiące powtarzał mi: poczekaj, nie wyrzucaj męża, już niedługo otwiera się Ognisko Wiernej Miłości Małżeńskiej, może tam znajdziesz rozwiązanie. I tak zrobiłam, poczekałam. Na mszę założycielską poszliśmy razem, ale mąż był obecny tylko ciałem. Duchem już nie.
Ognisko Sychar
Na spotkanie Ogniska poszłam sama i usłyszałam proste słowa: „Nie możesz zmienić drugiej osoby, możesz zmienić tylko siebie”. Proste, ale jednak trudne do zrozumienia. Pracowały one we mnie prawie dwa lata. Dopiero po tym czasie zrozumiałam, że ja nie nawrócę swojego męża, że ja go nie zmienię. Może to zrobić tylko Bóg. A ja powinnam zająć się sobą, swoim rozwojem duchowym, swoją zmianą. A przez te dwa lata kombinowałam co tu zrobić by mąż się zmienił, jaką konferencję mu podesłać, jakiego przyjaciela czy księdza, który przemówiłby mu do rozsądku. Znacie to Panie ze swojego doświadczenia? Ja jestem święta, ale mąż to do zmiany. Dwa lata marnowałam energię na coś na co nie miałam wpływu.
Na separację wyraziłam zgodę, bo na siłę męża przy sobie nie zatrzymam, a wierzę w to, że on kiedyś zrozumie swój błąd i wróci, że będzie chciał odbudować naszą rodzinę. Wierzę, że Bóg tego chce i tego dokona. Mąż obecnie jest w związku z inną panią i stąd jego dalsze kroki – czyli pozew o rozwód, na który nie mogę wyrazić zgody. Moja zgoda byłaby sprzeczna ze złożoną przysięgą – na dobre i na złe oraz byłaby zaprzeczeniem mojej miłości do męża.
Sprawa w sądzie
Pierwsza sprawa odbyła się 29 września, we wspomnienie 3 Archaniołów. Poszłam więc na salę rozpraw z mocną obstawą, nie wspominając już o tym, że pół Sycharu w całej PL się modliło za nas. I było to czuć. Ja miałam w sobie siłę i moc by bronić naszego małżeństwa. Miałam odwagę by wyznać mężowi swoją miłość i by przekonać sędziego do tego, że nie przehandluję swojego małżeństwa za jakiekolwiek korzyści. To co wydarzyło się na Sali było niesamowitą formą ewangelizacji – męża i sędziego. Kolejna sprawa odbyła się w grudniu. Sąd odrzucił pozew męża uznając go jako jedynego winnego rozpadu naszego małżeństwa. Nie znalazł mojej winy. Wyrok był nieprawomocny i mąż się od niego odwołał do wyższej instancji. Czekamy na kolejną rozprawę. W sumie nie ma ona większego znaczenia. Na decyzję sędziego nie mam wpływu, mam wpływ na siebie i swoje działania.
Czekać, nie czekając
Wspólnota Trudnych Małżeństw Sychar to ogólnopolska Wspólnota ludzi, którzy wierzą, że każde sakramentalne małżeństwo jest do uratowania. We Wspólnocie zyskałam wielu nowych przyjaciół, z którymi jest łatwiej wytrwać w wierności złożonej przysiędze małżeńskiej, bo jak jedno upada, to drugie go podnosi. I tak czekamy na naszych współmałżonków nie czekając, czyli żyjąc na pełnej petardzie z Panem Bogiem.
Dziś już umiem dziękować Panu Bogu, za kryzys (a właściwie łaskę), za to, że się o mnie upomniał. Dzięki temu co się wydarzyło odnalazłam drogę do serca Jezusa przez serce Maryi. Ofiarowałam im swoje życie, każdą jego sekundę. I za to Chwała Panu!
Alicja
Ps. Dłuższa wersja świadectwa Alicji, z tego co działo się na sali rozpraw, dostępna na Forum https://www.kryzys.org/viewtopic.php?f=14&t=3848