Pragnę podzielić się z Wami świadectwem działania Opatrzności Bożej. W czasie kryzysu Małżeńskiego doświadczyłam Bożego prowadzenia przez adwokata – pełnomocnika.
Finansowy szantaż
Naciski na formalizację stanu kaleczącego Przymierze Małżeńskie jak i rodzinę (separacja faktyczna) pojawiły się niedługo po wyprowadzce męża. Ja stanowczo mówiłam, że ze swojej strony niczego formalizować nie potrzebuje. Zrobiłam to już w dniu ślubu przed Bogiem. Mówiłam mężowi, że wiem, że nie mam wpływu na jego działania. Po narodzinach drugiego dziecka mąż jakiś czas pomieszkiwał z nami. Po okresie połogu definitywnie się wyprowadził. Nastąpił szantaż. Usłyszałam słowa: „albo zgodzisz się na jakąś formę formalizacji stanu rzeczy, albo zero pieniędzy”. Dostałam również jasną informację na temat posiadania przez męża adwokata.
Cel: ratowanie małżeństwa, rodziny
W tym trudnym czasie odbyłam rekolekcje w Bożej Woli, gdzie znajoma poleciła mi panią adwokat. Mecenas ze znanej kancelarii prawnej postanowiła pomóc mi zupełnie bezinteresownie. Najważniejszą sprawą podczas naszej rozmowy było ustalenie celu do jakiego razem dążymy: Ratowanie Małżeństwa, Rodziny oraz problemu: na chwilę obecną mąż przestał łożyć na Rodzinę. Postanowiłyśmy nie ulegać podczas ewidentnej próby sił, ja również przestaję regulować jakiekolwiek rachunki. Przekazuję je regularnie pocztą mężowi, dołączając ciepłe, aczkolwiek stanowcze, listy z prośbą o opłaty. Na brak odzewu, mecenas ustanowiła siebie moim pełnomocnikiem i wysłała mężowi list z informacją o zamiarze wszczęcia postępowania o alimenty. Dołączyła prośbę o ewentualnym wcześniejszym spotkaniu z jego pełnomocnikiem. Warunek: spotkanie i rozmowa, gdy ureguluje długi.
Konfrontacje
Wszystkie długi zostały spłacone, nastąpiło kilka spotkań na których jakby toczyły się rozmowy, co mąż może dać w zamian za „wolność”. Oczywiście najwięcej mogłam „skorzystać” na zgodzie na definitywny rozwód. Mąż regularnie płacił, nie doszło do pójścia na jakąś ugodę, stan zawieszenia trwał. Moja mecenas zaproponowała postawę wyczekującą, wobec stabilnej sytuacji finansowej jaka nastąpiła.
Mąż jak zwykle odwiedzał mnie i dzieci około 3 razy w tygodniu. Starałam się wówczas zapewniać atmosferę normalności, proponując czasem jakiś posiłek mężowi, czy też inaczej: organizowałam sobie czas, żeby mógł spokojnie sam na sam być z dziećmi w domu i nawiązywać z nimi więź.
Atak nastąpił jednak ponownie. Tym razem mąż nakazał, żebyśmy spotkali się obydwoje w obecności swoich pełnomocników. Miała to być zdaje się definitywna rozmowa, ustalenia i już być może podjęcie przez męża działań w sądzie. Moja pełnomocnik przywitała męża bardzo ciepło, wyczułam nawet nutkę żartu w głosie, co rozładowało atmosferę, bo powiedziała: ależ wybrał pan sobie powód do spotkania.
Małżeństwo do uratowania
Podczas konfrontacji mecenas męża od początku mówiła, że już nic nas nie łączy i czas na formalizację. Moja mecenas, powiedziała, że jest innego zdania, więzi nadal są żywe i reprezentując mnie, będzie bronić Rodziny mając nadzieję, że mąż jest świadomy i zdaje sobie sprawę z tego jak bolesne skutki uboczne wiążą się z decyzją jego odejścia. Propozycje męża były bardzo kuszące. Ja jednak powiedziałam, NIE, mnie to nie jest potrzebne. Ja wierzę, że małżeństwo jest o uratowania i mąż wróci. „Kiedy?” – zapytała męża pełnomocnik, „za dwa, trzy lata?” Ja: trzy, cztery, ona: 10, 20, ja: 20, a może i więcej, sam Bóg to wie, ale ja kocham, będę czekać i wierzę, że mąż wróci. Mecenas męża powiedziała, „to może chociaż rozdzielność majątkowa, to w pani interesie, bo mąż może się na przykład zadłużać.
Zaufanie do męża
.Ja na to: „Pani mecenas, ja do męża MAM ZAUFANIE i wiem, że nie skrzywdzi on mnie ani naszych dzieci, dlatego i rozdzielność majątkowa jest mi nie potrzebna”. Czuć było wyraźne zdenerwowanie mecenas męża. Nie dziwił mnie brak jej spokoju w sytuacji, gdy chciała doprowadzić do formalnego zatwierdzenia sytuacji tak bolesnej nie tylko dla mnie, dla naszych dzieci, ale i dla męża i innych członków naszych Rodzin. Spotkanie się zakończyło. Mąż właściwie prawie nic nie powiedział. Nie wiedziałam co będzie dalej. Zawierzyłam już wszystko Bogu i Najświętszej Matce.
Nastał ponownie czas stabilizacji. Moja mecenas znów mówiła: czekamy.
Teraz jednak czułam inną atmosferę. Jakby „przedwiośnie”. Nasze relacje zaczęły się przemieniać. Mąż już nigdy więcej nie zaproponował ruchów prawnych. Bóg chciał, żeby w pewnym momencie mąż wrócił w związku ze zdiagnozowaną u mnie chorobą. Tak się stało. Od roku jesteśmy znów razem, cały czas jako Małżonkowie wobec Boga i prawa stanowionego przez człowieka.
Kryzys trwał 3 lata. Był to czas mocnego szturmu modlitewnego do Boga Miłosiernego w intencji naszej Jedności, o który prosiłam wielu ludzi i świętych orędowników.
Nieocenioną rolę spełniła dana nam ku ratunkowi mecenas, którą niech Bóg wspiera i błogosławi w Rodzinie i życiu zawodowym
ś.p. Kasia – moderatorka Forum