Jezus nikomu nie groził ani nikogo nie straszył. Zależało Mu natomiast na tym, aby nikt nie zginął. Dlatego był i jest gotów odpuścić człowiekowi każdy grzech. Modlił się o odpuszczenie grzechu morderstwa na sobie, a przecież był Synem Bożym! Mówił: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią!” (zob. Łk 23, 34). Mimo jednak Jego otwartości wobec wszelkich grzeszników, takich jak na przykład: cudzołożników, złodziei, niedowiarków, a nawet łotra, którego przecież dokładni rzymscy prawnicy nie powiesili na krzyżu przez pomyłkę, ostrzegał przed jednym grzechem, który nie może zostać odpuszczony ani w tym życiu, ani w przyszłym. Tym grzechem jest grzech przeciwko Duchowi Świętemu (Mt 12, 31). Tego jednego Bóg nie deklaruje się odpuścić. Wbrew jednak przekonaniom wielu, nie polega on na słownym znieważeniu Ducha Świętego, tylko zgoła na czymś innym. Grzech przeciwko Duchowi Świętemu można najkrócej ująć, jako upór trwania w grzechu mimo wezwania do nawrócenia, jakie kieruje Bóg do serca każdego człowieka. Odmowa przyjęcia daru nawrócenia staje się przez to odmową przyjęcia daru zbawienia. Ponieważ zaś dar zbawienia jest darem miłości, musi być przyjęty przez człowieka w sposób wolny. Nikomu nie można miłości narzucić. Miłość można jedynie zaoferować i zaproponować. Wolność człowieka domaga się, aby wybrał on Boga sam, z własnego serca. Tak więc piekło, to nie tyle miejsce, co raczej stan odrzucenia miłości.
Niektórzy uważają, że Boże miłosierdzie wyklucza istnienie piekła. Tak jednak nie jest: Boże miłosierdzie nie ujawnia się poprzez ukrywanie przewinień człowieka, ale przez uwalnianie go z tych grzechów. Bóg kocha człowieka zbyt mocno, aby mu pozwolić na grzech! Grzech bowiem to nie tylko złamanie prawa, ale wykrzywienie natury człowieka i zniekształcenie w nim obrazu Boga. Biorąc pod uwagę potoczne mniemanie człowieka, że w wieczności nie będzie tak źle, bo Bóg wejrzy na nas w Swoim miłosierdziu, trzeba pamiętać, że pozostanie jeszcze przecież świadomość człowieka! Czy ktokolwiek mógłby spoglądać bezczelnym wzrokiem w oczy Jezusowi, który umarł za niego z miłości po to, aby go oczyścić i tak patrząc prosto w Jego oblicze, kłamstwem ukrywać fakt zlekceważenia tego dobrodziejstwa?
Nikt nie będzie w stanie spojrzeć twarzą w twarz Bogu, jeśli wcześniej nie zostanie oczyszczony z wszelkiego grzechu. Do Niebieskiego Jeruzalem, za którym wszyscy tęsknimy i o którym wszyscy marzymy, nie wejdzie nic nieczystego (Ap 21, 27). Gdyby tak było, oznaczałoby, że Chrystus umarł niepotrzebnie. Byłoby to oskarżenie Boga Ojca o to, że posłał Syna na okrutną śmierć krzyżową bez wystarczającego powodu! Byłoby to wreszcie oskarżenie skierowane przeciwko Duchowi Świętemu o to, że nie wszystkim daje dostateczną łaskę powrotu do domu zawsze czekającego z otwartymi ramionami Ojca! Absurd i niedorzeczność!
Zły duch ze zrozumiałych powodów pragnie zakryć przed człowiekiem prawdę istnienia piekła. Czyni wysiłki, aby człowiek nie traktował tej rzeczywistości poważnie. Nie chce, aby człowiek rozpoznał w drodze kierunek, w jakim jest zwodzony. Pragnie zwieść każdego ku zamierzonym celom. Nie pomija przy tym żadnego kraju, żadnego narodu, żadnego zakątka ziemi. Wysyłając swoich emisariuszy, poleca im nakłaniać ludzi do zła i narzucać im pęta. Proklamować konstytucje świata, a zaciemniać konstytucję Królestwa Bożego. A oto jedna z kartek tej ściśle tajnej księgi. Podaje tylko niektóre zasady, jakich zły duch chce nauczyć ludzi nieświadomych do czego prowadzą:
– piętnuj zło u innych – ono cię nie dotyczy,
– nie przebaczaj, jeśli ktoś cię skrzywdzi, ale szukaj odwetu,
– odkładaj spowiedź do końca życia – zawsze zdążysz,
– nie idź na mszę świętą – niedziela jest dla ciebie,
– modlitwa to strata czasu,
– uznawanie życia człowieka od momentu poczęcia, to niedorzeczność,
– rozpoczynanie dnia znakiem krzyża, to nierozsądne,
– wierność przymierzu w małżeństwie, to stereotyp,
– nie zachowuj Bożych przykazań – jesteś przecież wolny, zresztą inni też tak robią.
Niestety, to tylko jedna kartka z grubej księgi. Zresztą księga ta nie jest, jeszcze zakończona, bo ta powieść w odcinkach skończy się dopiero wraz z powtórnym przyjściem Chrystusa, który spali plewy w ogniu nieugaszonym. Póki co, pozwala rosnąć zarówno pszenicy, jak i kąkolowi aż do żniwa, nie pozwalając nadgorliwym sługom zniszczyć plonów cennego zboża (zob. M t 13, 24 – 30).
Dopóki człowiek jest w czasie, dopóty nigdy nie jest za późno. Doświadczył tego na sobie łotr wiszący obok Jezusa na krzyżu (Łk 23, 39 -43). Odpowiedź Jezusa na skruszone serce jest zawsze natychmiastowa i pełna życzliwości. Nadzieja jest dana człowiekowi dopóki jest w drodze. Dopóki jest on w czasie, nie przesądzamy o jego zbawieniu. Nawrócenie w ostatnim momencie życia powtórnie należy uznać za łaskę szczególną, która może być odrzucona przez człowieka, jak świadczy o tym następująca historia, jaka wydarzyła się w jednym ze szpitali:
Kapelan szpitalny musiał pewnego dnia wyjechać w ważnej sprawie poza miejsce zamieszkania. Poprosił innego, młodego kapela¬na o zastąpienie go w razie potrzeby, gdyby ktoś wzywał do chorego z posługą sakramentalną. Taka potrzeba nadeszła. Zadzwoniła do kapłana pewna kobieta, prosząc o przybycie do szpitala i zaopatrzenie swego umierającego męża. Ksiądz, nie zwlekając, udał się z posługą. Gdy przyszedł na miejsce, kobieta w rozmowie wyjaśniła dalsze szczegóły: mężowi zostało około pół godziny życia. Od wielu lat nie chciał mieć nic wspólnego ani z Bogiem, ani z Kościołem. Teraz jest już ostatnia godzina. Żona wraz z obecną tam córką poprosiły o to, aby ksiądz ów zrobił wszystko, co możliwe, w celu skłonienia do spowiedzi drogiej im osoby. Kapłan podjął się tego zadania, podczas gdy dwie kobiety modliły się w tym czasie na korytarzu szpitalnym. Kiedy ksiądz wszedł do sali chorych, zastał przytomnego mężczyzną leżącego na łóżku szpitalnym. Próbował podjąć z nim rozmowę, która bardzo opornie szła, z powodu niechęci chorego. Najdelikatniej jak potrafił, zaproponował choremu przystąpienie do Sakramentu Pojednania. Chory odmówił. Nie zrażony tym kapłan postanowił ponowić propozycję, widział bowiem dramat sytuacji wynikający ze stanu pacjenta. W odpowiedzi usłyszał tylko jedno słowo, wypowiedziane bardzo stanowczo. Tym słowem było: „Nie!”. Chory był cały czas przytomny. Po dłuższej chwili, w której ksiądz starał się przekonać owego człowieka do podjęcia ostatniej szansy, chory wypowiedział się po raz ostatni. Podniósł się nieco na łóżku i zaciskając pięści w geście sprzeciwu, odpowiedział: „NIE!”, po czym umarł. Z tymi słowami na ustach przeszedł przez bramę śmierci.
(…) Dopóki żyjemy w czasie, dopóty nigdy nie jest za późno. Ojciec zawsze czeka, wysyłając swoich posłańców, aby szukali marnotrawnych dzieci. Często dzieci te wracają z bardzo daleka.



Źródło: o. Józef Kozłowski SJ „Z grzechu do wolności”
Książkę można zamówić przez internet w wydawnictwie Ośrodka Odnowy w Duchu Świętym Mocni w Duchu >>>