Dzieci z niesakramentalnych związków Niesakramentalne związki Świadectwa wiary dla dzieci Świadectwa wierności

Łaska sakramentu po rozwodzie

O. prof. Jacek Salij OP SZUKAJĄCYM DROGI | W DRODZE 2011, NR 09

Małżeństwo naturalne i sakrament małżeństwa

W dominujących nurtach współczesnej kultury nie chce się pamiętać o tym, czym jest małżeństwo „od początku” (por. Mt 19,8). Tę prawdę o małżeństwie, dotyczącą wszystkich ludzi, prawdę wcześniejszą niż wiara chrześcijańska, Katechizm Kościoła Katolickiego przedstawia następująco:

1603. (…) Twórcą małżeństwa jest sam Bóg. Powołanie do małżeństwa jest wpisane w samą naturę mężczyzny i kobiety, którzy wyszli z ręki Stwórcy. Małżeństwo nie jest instytucją czysto ludzką, chociaż w ciągu wieków mogło ulegać licznym zmianom w różnych kulturach, strukturach społecznych i postawach duchowych.

Dalej Katechizm, w numerze 1608, wyjaśnia, że swojego – pochodzącego od samego Boga – pierwotnego sensu i piękna małżeństwo nie utraciło nawet wówczas, kiedy ludzkość popadła w grzech. Teraz jednak małżonkom potrzebna jest szczególna pomoc Boża, aby chroniła zarówno mężczyznę i kobietę, jak ich małżeństwo, od wprowadzanego przez grzech nieporządku. Zauważmy: Również małżeństwa naturalne, małżeństwa ludzi nieznających Chrystusa, potrzebują łaski Bożej i ją od Boga – jeśli tylko naprawdę na tym im zależy – otrzymują.

Chrystus Pan małżeństwo swoich wyznawców podniósł do godności sakramentu. Co to znaczy? Tutaj pozwolę sobie na małe wspomnienie. W parafii mojego dzieciństwa śluby były z zasady udzielane po niedzielnej sumie, toteż przemówień ślubnych jako ministrant nasłuchałem się bez liku. Otóż chyba nie zdarzyło się, żeby proboszcz w pouczeniu, jakie kierował do nowożeńców, nie przywołał słów apostoła Pawła: „Tajemnica to wielka, a ja mówię: w odniesieniu do Chrystusa i do Kościoła” (Ef 5,32). I wciąż na nowo wyjaśniał, że sakrament małżeństwa – podobnie wręcz (co mnie wtedy najbardziej zadziwiało) jak sakrament Eucharystii – jest tajemnicą wiary: Jego treść jest niewyczerpalna i jeżeli tylko małżonkowie nie zapomną o tym, że są tym sakramentem związani, będzie on dla nich źródłem siły w różnych życiowych sytuacjach.

Niedościgniony ideał, ale nie utopia

Przytoczone przed chwilą słowo apostoła Pawła, zwłaszcza jeżeli odczytamy je w kontekście całej perykopy (Ef 5,21-33), wydaje się kluczem do zrozumienia tego, czym jest sakrament małżeństwa. Chodzi tu już nie tylko o to, że sam Chrystus Pan, który swoją obecnością na weselu w Kanie Galilejskiej uświęcił małżeństwo, zobowiązuje się towarzyszyć tym dwojgu, którzy przed Jego ołtarzem ślubują sobie wzajemnie dozgonną miłość i wierność.

Chodzi tu o coś więcej nawet niż o to, że Chrystus Pan, który w Kanie przemienił wodę w wino, zobowiązuje się ziemskie budowanie przez tych dwojga wspólnoty małżeńskiej i rodzinnej przemieniać – przemieniać realnie – w drogę do życia wiecznego. A nawet o coś więcej jeszcze niż o to, że mocą sakramentu małżeństwa miłość męża i żony może i powinna być naśladowaniem miłości między Chrystusem i Kościołem – tej miłości, która w swoim ostatecznym wypełnieniu będzie naszym szczęściem wiecznym.

Małżeństwo sakramentalne jest – może być i powinno – obrazem i realną cząstką miłości Chrystusa i Kościoła! Żeby to zobaczyć, wystarczy uważnie i z wiarą wczytać się we wspomniany fragment Listu do Efezjan. W obliczu tak niesamowitych perspektyw aż krępujemy się powiedzieć cokolwiek, człowiek zdobywa się tylko na okrzyk zachwytu, ale i niedowierzania: Czy to możliwe? W naszym ułomnym świecie?

Nie trzeba też dziwić się temu, że niektórzy odbierają tę naukę o małżeństwie jako nieliczącą się z obiektywną rzeczywistością utopię. Jednak ci, którzy tak twierdzą, nie mają racji. Czym innym przecież jest utopijna, gardząca rzeczywistością mrzonka, czym innym formułowanie ideału, do którego możemy się realnie zbliżać. Nawet jeżeli w przewidywalnym czasie tego ideału nie osiągniemy, realnie go budujemy przez samo zbliżanie się do niego.

Na naszej ziemi może jedna tylko miłość Maryi i Józefa była idealnym obrazem tej miłości wiekuistej, do której wzywa nas i uzdalnia Chrystus. Zwyczajni małżonkowie to tylko ułomni ludzie. Zadanie, do którego zostali wezwani w sakramencie małżeństwa, przekracza ich siły. Na szczęście, sam Chrystus, który ich połączył, chce na każdy dzień obdarzać ich swoją łaską. Jednak nawet w dobrej woli i z pomocą łaski sakramentu małżeństwa będą swoją misję wypełniali tylko ułomnie. Ale będą wypełniali! Ich dom naprawdę może, i powinien, stać się miejscem, w którym dzieje się i pogłębia – aż strach to powiedzieć – miłość Chrystusa i Kościoła.

(…) mocą sakramentu małżeństwa miłość męża i żony może i powinna być naśladowaniem miłości między Chrystusem i Kościołem – tej miłości, która w swoim ostatecznym wypełnieniu będzie naszym szczęściem wiecznym.

Nie rozwód, ale dopiero śmierć rozłącza małżonków

Dlatego aż strach o tym mówić, bo również małżeństwa sakramentalne się rozpadają. W świetle tego, cośmy powiedzieli wyżej, wtedy chodzi już nie tylko o tych dwoje. Bo jak my wszyscy – jako Kościół – kochamy Chrystusa, skoro nawet ten dom, w którym powinna szczególnie dziać się nasza miłość do Niego, potrafi „runąć, a upadek jego jest wielki” (Mt 7,27)?

Niestety, jako społeczeństwo – łącznie z ludźmi wierzącymi, łącznie z często przystępującymi do komunii – stworzyliśmy atmosferę przyzwolenia na rozwody. W tej atmosferze rozwód stał się najprostszą drogą rozwiązania kryzysu w małżeństwie. Zdarza się, że rozwód popierają, a nawet do niego popychają rodzice jednego z małżonków. Doradzanie rozwodu przez bliskich i znajomych stało się u nas plagą. Również wielu katolików zachowuje się tak, jakby mieli za nic naukę Chrystusa Pana, że „co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela” (Mk 10,9).

Kościół uczy na ten temat równie jasno, jak Ewangelia. Otwórzmy jeszcze raz Katechizm Kościoła Katolickiego:

2384. Rozwód jest poważnym wykroczeniem przeciw prawu naturalnemu. Zmierza do zerwania dobrowolnie zawartej przez małżonków umowy, by żyć razem aż do śmierci. Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne. Fakt zawarcia nowego związku, choćby był uznany przez prawo cywilne, powiększa jeszcze bardziej ciężar rozbicia; stawia bowiem współmałżonka żyjącego w nowym związku w sytuacji publicznego i trwałego cudzołóstwa.

Tym większy podziw budzą ci małżonkowie, którzy mimo rozwodu – zazwyczaj orzeczonego bez ich zgody – czują się związani złożoną na początku swojego małżeństwa sakramentalną przysięgą. Rzadko znajdują oni wsparcie u swoich bliskich i znajomych. Znacznie częściej nawet najbliżsi, widząc taką postawę, każą im się tylko puknąć w głowę. Oni jednak wiedzą swoje. Wiedzą, że nie jest to ustanowienie ludzkie, ale taka jest wola Boża, żeby „żona nie odchodziła od swego męża, a gdyby odeszła, niech pozostanie samotną albo niech się pojedna ze swym mężem; również mąż niech nie oddala żony” (1 Kor 7,10-11).

Przygotowując się do napisania niniejszego tekstu, zerknąłem na internetowe strony Wspólnoty Trudnych Małżeństw SYCHAR. Szukają tam duchowego wsparcia mężowie i żony, których małżeństwo przechodzi ciężki kryzys albo nawet – w ludzkim mniemaniu – rozpadło się nieodwracalnie. I dzielą się tam wiarą w sens dochowywania wierności swemu niewiernemu małżonkowi oraz wiarą w możliwość – mimo wszystko – odbudowy swojego małżeństwa. Tym, co bodaj najbardziej uderza w świadectwach składanych przez tych ludzi, jest ich niezłomna wiara, że sakrament małżeństwa, jaki kiedyś przyjęli, nie utracił swojej ważności ani wskutek odejścia współmałżonka, ani w wyniku orzeczenia rozwodu. I jeszcze więcej: Świadectwa te pełne są wiary, że sakrament małżeństwa nadal może być – i jest, jeśli tylko nam na tym zależy – źródłem łaski.

Niekiedy religijna pamięć o przyjętym kiedyś sakramencie małżeństwa przejawia się w sposób wręcz zaskakujący. Kogo na przykład nie zaskoczyłby mąż, który – ponieważ po odejściu od niego żona przestała chodzić do kościoła – postanowił sobie być w każdą niedzielę na mszy świętej dwa razy – jeden raz za siebie, drugi za żonę. Nie zachęcam do naśladowania, ja tylko odnotowuję fakt.

Albo spójrzmy na następujące zwierzenie:

Uświadomiłam sobie, że podczas przysięgi wypowiadałam słowa „tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i WSZYSCY SWIĘCI”. Jak wszyscy, to wszyscy. Pomyślałam, że będę kołatać, aż otworzą mi, że będę ich męczyć, aż zdecydują się pomóc. (…) Wzywałam też świętych, nie wyniesionych na ołtarze, szczególnie tych z mojej rodziny, i muszę powiedzieć, że dość szybko poczułam ich opiekę. (…) Ponieważ czas ten był dla mnie bardzo trudny – mąż robił mi ciągle awantury dosłownie o wszystko, bardzo źle mnie traktował, poniżał, obrzucał wyzwiskami, udowadniał sobie, że jestem beznadziejna, postanowiłam wszystko to, co mnie spotyka, ofiarować za dusze w czyśćcu cierpiące z prośbą, by one w zamian modliły się za mnie. Przeżywałam wszystko to, co większość z Was tu przeżywa, a więc poczucie odrzucenia, panikę, rozpacz, bezsilność, depresję, okropne lęki, a także gniew, zazdrość, nawet powiedziałabym czasem nienawiść do męża i tej kobiety, chęć zemsty, itd. (…) Muszę powiedzieć, że to wszystko przyniosło efekty, przynajmniej na razie. Nie sposób tu wszystkiego opisać, ale wierzcie mi, że pomoc z Nieba była i jest wielka i namacalna. Ja się uspokoiłam, lęki nagle przeszły i mogłam odstawić lekarstwa, poruszam się jakby na wyższym poziomie, nie wiem, co będzie dalej, ale jakby odkryłam siebie na nowo, poczułam swoją wartość, już nie przeglądam się w moim mężu jak w lustrze. A mąż jakby otrzeźwiał, lepiej się zachowuje i bardziej się stara, chyba patrzy na mnie trochę innym okiem, choć daleko jeszcze do szczęścia.

Niestety, jako społeczeństwo – łącznie z ludźmi wierzącymi, łącznie z często przystępującymi do komunii – stworzyliśmy atmosferę przyzwolenia na rozwody. (…) Doradzanie rozwodu przez bliskich i znajomych stało się u nas plagą. Również wielu katolików zachowuje się tak, jakby mieli za nic naukę Chrystusa Pana, że „co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela” (Mk 10,9).

Kiedy pojawiło się nieślubne dziecko…

W listach publikowanych na stronach Wspólnoty Trudnych Małżeństw (ale również prywatnie otrzymałem kilka takich listów) szczególnie często pojawia się pytanie: Czy mam uznać argument mojego męża, który odszedł ode mnie do matki swojego nieślubnego dziecka, że przecież jego dziecku należy się ojciec? Przypatrzmy się paru konkretnym sytuacjom:

Mamy dwoje dzieci, 5 i 10 lat. Od 15 miesięcy mój mąż mieszka z inną kobietą, która jest rozwiedziona. Kiedy okazało się, że kochanka jest w ciąży i wkrótce będzie rodzić, wyraziłam chęć przyjęcia męża do domu. On jednak tłumaczył się tym, że tam będzie małe dziecko, a drugi powód to strach, że ja mu tego nigdy nie wybaczę. Kiedy wychodził z domu, poprosił: „Pomóż mi wrócić do domu”. Na moje pytanie, jak mam to zrobić, odpowiedział: „Módl się za mnie”. Po urodzeniu się dziecka, mąż nie wrócił do rodziny. (…) Bardzo bym chciała wierzyć, że jednoznaczne stanowisko Kościoła w sprawie powrotu małżonków ze związków niesakramentalnych, w których pojawiło się dziecko, może uratować jakąś rodzinę, może nie moją, ale takich małżeństw jak moje na świecie jest tysiące, więc może komuś się uda.

Nawet trzymając się płaszczyzny tego pana, trudno się zgodzić, że prawo dziecka do ojca jest dla niego czymś naprawdę ważnym. Pomijając nawet okoliczność, że człowiek odpowiedzialny, mający żonę i dzieci, nie wchodzi w nowe związki – przecież jego ślubne dzieci też mają prawo do ojca; co więcej, jego odejście to dla nich prawdziwe trzęsienie ziemi.

Skoro zaś to już się stało i pojawiło się nieślubne dziecko, skoro już tak pan ten naplątał i z jego powodu na pewno ktoś będzie cierpiał – niech chociaż próbuje naprawić to, co się jeszcze da naprawić, aby przynajmniej odtąd wszystko było po Bożemu. Może im obojgu uda się przypomnieć sobie, że łączący ich sakrament małżeństwa jest źródłem łaski również w dniach kryzysu. Może uda im się jeszcze uratować swoje małżeństwo, również po to, żeby ten pięcio- i dziesięciolatek nie utracili ojca. Rzecz jasna, przedtem musi nastąpić pojednanie i przebaczenie, a wolno mieć nadzieję, iż żona weźmie na siebie jakąś cząstkę realnej odpowiedzialności za nieślubne dziecko swojego męża. Dodam tylko, że w takich szczęśliwych momentach ludzie mają nie tylko religijną, ale nawet psychiczną potrzebę rozpoczęcia nowego etapu swojego życia od przystąpienia do spowiedzi i komunii świętej.

I jeszcze jedno świadectwo. Przytaczam je głównie ze względu na trzy postawione na końcu pytania, pytania płynące z poczucia dotkliwej krzywdy, a brzmią one jak najcięższe oskarżenie:

W związku sakramentalnym jestem od osiemnastu lat. Mamy czwórkę dzieci. (…) Od ośmiu lat sama wychowuję dzieci. Obecnie jestem po jednostronnym rozwodzie cywilnym, tzn. bez mojej zgody. Mąż żyje w niesakramentalnym związku z inną kobietą, z którą ma dwójkę dzieci. Po orzeczonym rozwodzie cywilnym zastanawiałam się, co dalej? Jak ma wyglądać moje życie i dzieci? Szukałam. Zadawałam sobie wiele pytań. W roku 2006 znalazłam swoje miejsce w Kościele. Znalazłam Wspólnotę Trudnych Małżeństw SYCHAR, której celem jest dążenie małżonków do uzdrowienia sakramentalnego małżeństwa. Modlę się o to i czekam na powrót męża. Pragnę być wierna Panu Bogu i swojemu mężowi. Pomimo trudu, jakiego doświadczam, wiem, że nie jestem sama. Jest blisko mnie Jezus, którego miłość i opiekę odczuwam każdego dnia. [Stawiam sobie trzy pytania:]

  1. Czy mój ukochany mąż ma moralne prawo usprawiedliwiać swoje pozostawanie w niesakramentalnym związku względem na wychowanie dzieci?
  2. Czy dzieci w niesakramentalnym związku męża są przeszkodą, żebyśmy mogli się ze sobą pojednać i do siebie wrócić?
  3. Jakie jest zdanie Kościoła katolickiego – wskazanie moralne – w tej konkretnej sytuacji i podobnych?

Żeby sobie utrudnić odpowiedź, pytanie pierwsze przeformułujmy następująco: Czy w przypadku, kiedy małżeństwo sakramentalne jest bezdzietne, współmałżonek (mąż albo żona) mający nieślubne dziecko ma moralne prawo, ze względu na dobro dziecka, pozostać w związku niesakramentalnym z jego współrodzicem? Otóż nie ma takiego prawa. Bo nie godzi się osoby, której ślubowało się dozgonną miłość, porzucać tak jakby była już tylko jakąś niepotrzebną rzeczą.

Ale nieślubne dziecko też jest osobą! I to szczególnie bezbronną i potrzebującą opieki! Oczywiście. Jednak nie powinno się nigdy zdradzać współmałżonka, nie powinno się mieć nieślubnych dzieci. Owszem, ponieważ to dziecko jednak już jest, rozumie się samo przez się, że powinno się je przyjąć z miłością. Czy jednak okazywanie miłości dziecku poprzez jeszcze głębsze podeptanie miłości małżeńskiej, jaką się ślubowało, jest właściwym sposobem okazywania mu miłości? Wypowiedzi publikowane na stronach Wspólnoty Trudnych Małżeństw SYCHAR pełne są rzetelnych poszukiwań takiej miłości okazywanej dziecku nieślubnemu, która daje się pogodzić z odbudową sakramentalnego małżeństwa jego ojca lub matki.

Co do pytania trzeciego, wydaje się, że ani nie jest to pytanie retoryczne, ani też nie jest ono niesłusznym przyczepianiem się do Kościoła. Swoją oficjalną naukę na ten temat Kościół głosi bez wykrętów i bez rozmiękczania – jak chociażby w cytowanej tu wypowiedzi Katechizmu Kościoła Katolickiego. Wydaje się jednak, że również gorący katolicy – a nawet ci księża, którzy pragną ściśle trzymać się nauki Kościoła – niekiedy ulegają, zazwyczaj bezwiednie, duchowi tego świata i nie mają odwagi podtrzymywać nadziei na odbudowanie sakramentalnego małżeństwa w sytuacjach szczególnie beznadziejnych.

Na pewno warto czasem o tym pomyśleć. Na pewno warto wziąć pod uwagę, że może właśnie ja powinienem wyznać: „mówię bom smutny i sam pełen winy”.

o. prof. Jacek Salij OP

Czy w przypadku, kiedy małżeństwo sakramentalne jest bezdzietne, współmałżonek (mąż albo żona) mający nieślubne dziecko ma moralne prawo, ze względu na dobro dziecka, pozostać w związku niesakramentalnym z jego współrodzicem? Otóż nie ma takiego prawa. Bo nie godzi się osoby, której ślubowało się dozgonną miłość, porzucać tak jakby była już tylko jakąś niepotrzebną rzeczą. (…)
Czy jednak okazywanie miłości dziecku poprzez jeszcze głębsze podeptanie miłości małżeńskiej, jaką się ślubowało, jest właściwym sposobem okazywania mu miłości?

O. prof. Jacek Salij OP

Możesz także zobaczyć