Wspólnota Trudnych Małżeństw SYCHAR

Italia España France Deutschland Great Britain

Powrót po 13 latach

Wybieram Miłość
wybieram-milosc-xpiotr-168x126
Uzdrowienie
Przygotowanie do spowiedzi
- ks. Tomasz Seweryn uzdrowienie-xtomasz-168x143 Rachunek sumienia małżonków
Uzdrowienie wewnętrzne
O Sycharze w TVP1
mywyoni-o-sycharze-168x123
Świadectwo miłości
niezgoda-na-rozwod-osalij-168x126
mywyoni-drugi-slub-168x101
malzenstwo-osalij-168x136
Miłujcie się!
Nowa Ewangelizacja
Abyś dzień święty święcił

Drogi Ojcze

Jesteśmy z mężem 15 lat po ślubie (w sumie 22 lata razem), mamy troje dzieci (dwóch synów: 11, 14 lat i córkę 10 lat). We wrześniu zeszłego roku mój mąż mnie zdradził i choć mówił, ze nie doszło do zdrady fizycznej chciał nas dla NIEJ zostawić. Oczywiście nie byłam bez winy, często zachowywałam się okropnie w stosunku do niego, czuł się niepotrzebny i miał niskie poczucie własnej wartości. Jednak nigdy nic nie mówił nie skarżył się, wręcz mówił: „ja nie mam do ciebie o nic pretensji”. Nigdy nie dał się wciągnąć w dialogi o nas. Zostałam więc ukarana za przekraczanie granic, których nigdy nie wyznaczył. Zrozumiałam jednak jak wiele błędów popełniłam i jak bardzo go kocham, powiedziałam, że zrobię wszystko, żeby uratować nasze małżeństwo. Zresztą wielu sytuacji można by uniknąć gdyby tylko chociaż od czasu do czasu powiedział o swoich oczekiwaniach czy żalach. Na początku nie chciał słuchać o niczym, mówił ,że ma dosyć i że to koniec. W końcu jednak przy pomocy znajomych udało się go namówić na rekolekcje. Wrócił stamtąd całkiem zmieniony, mówił, że niedługo do mnie wróci tylko się z tym wszystkim upora. Następnego dnia rozmawiał z NIĄ i powiedział JEJ, że to koniec. Nie spodziewałam, od razu rewelacji a mimo to przez pierwszy miesiąc było po prostu super. Bardzo łatwo udało mu się wybaczyć mu to co zrobił, a nawet (choć sama się dziwię) odkryłam, że nie mam już do niego żalu. Był ciepły, miły a ja szczęśliwa. Postanowiliśmy wyjechać we dwoje na Sylwestra i tam już zaczęło się wszystko psuć. Był zimny, obcy, o północy rzucił właściwie obok mnie „wszystkiego dobrego” nawet na mnie nie patrząc. Tak jest do dziś a właściwie coraz gorzej, zachowuje się jak obcy człowiek (mam wrażenie, że czasem obcy lepiej się do mnie odnoszą…), mijając się ze mną w drzwiach robi to tak, żeby przypadkiem mnie nie dotknąć (nie dotknął mnie od tygodnia w żaden sposób…), czasem w ogóle się do mnie nie odzywa, albo odzywa się tak jakby był obrażony, nie patrzy na mnie tylko gdzieś „obok”. Nie umiem tak żyć, chciałam bardzo, żeby nie odchodził, ale nie chciałam w domu obcego faceta, którego w ogóle nie obchodzę. Czuję się stara, brzydka i nikomu niepotrzebna, jak stary, zużyty kapeć na śmietniku… Kiedy się go o coś radzę, często mówi: „rób jak chcesz”…To jest dla nie do wytrzymania. Może powinnam być cierpliwa i czekać aż będzie lepiej, ale czy będzie…? Nie wiem na jak długo mi wystarczy siły. Nie mam nikogo oprócz niego. Nie mam rodzeństwa, z mamą nigdy się nie rozumiałyśmy, nigdy nie miałam też przyjaciółek „do zwierzania „, zawsze wystarczał mi on, gdy miałam jakiś problem przychodziłam do niego, a on mnie pocieszał i przytulał i to mi wystarczało. Teraz cały mój świat się zawalił i nie mam do kogo pójść, żeby mi powiedział co mam robić. On nic nie mówi, nie chce na ten temat rozmawiać ani ze mną ani z nikim, nie chce słyszeć o żadnych rekolekcjach dla małżeństw ani niczym takim (nie będzie się przed nikim wywnętrzał). Ostatnio powiedział mi, że wrócił tylko dla dzieci, ze cały czas ma JĄ w myślach, że denerwuje go bycie w domu i NIE CHCE JUŻ ZE MNĄ BYĆ… Załamało mnie to zdanie. Jest złośliwy i niemiły, wciąż doszukuje się we mnie jakichś złych intencji i szuka zaczepki. Przez telefon rozmawia ze mną w miarę normalnie, kiedy opowiada o czymś śmieje się, tłumaczy, ale w domu znowu wszystko się zmienia. Wracam z pracy a On leży tyłem do drzwi i czyta gazetę, nawet nie powie „dzień dobry”. Dom znaczy teraz dla mnie strach przed tym co w nim zastanę. Czekam na powrót dzieci z ferii, żeby mieć z kom porozmawiać i czym się zająć. Choć też boję się, że w końcu one też coś zauważą… Najbardziej martwi mnie jego postawa, którą wydaje mi się że przyjął „jestem tu i nic więcej nie trzeba „, mam wrażenie, że On zamiast nastawić się na to, żeby przynajmniej starać się wyrzucić z głowy myśli o NIEJ, pielęgnuje te wspomnienia, np. słucha od tamtej pory ciągle jednej płyty (wydaje mi się, że słuchali jej razem…). Czasem mam wrażenie, że patrzy na mnie tak jak dawniej i zaraz jakby sam się „upominał” odwraca głowę, albo wychodzi z pokoju. Tak jakby podjął decyzję o zostaniu dla dzieci, ale z NIĄ było mu, nazwijmy to „kolorowo” i milutko i postanowił nie rozstawać się z tymi wspomnieniami. Czy przy takim założeniu jest możliwe, żeby się coś zmieniło? Nie mam już siły, wydaje mi się, że to walka z wiatrakami, żeby On chociaż się modlił (to On uczył mnie kiedyś wiary), On śmieje się albo wzrusza ramionami gdy mówię o modlitwie… Śniło mi się, że szłam rano do pracy a On stał na klatce schodowej i patrzył na mnie tak jak kiedyś ciepło i czule… Niestety obudziłam się. Tęsknię za nim, za jego spojrzeniem, dotykiem, miłym słowem, za „co tam Misia? „ w słuchawce zamiast „co chcesz?”. Schudłam 18 kilo, nie mogę jeść, spać ani skoncentrować się na czymkolwiek. Wydaje mi się, że świat się dla mnie skończył… W jaki sposób jeden krótki epizod (podobno spotkali się, oprócz widywania w pracy, tylko kilka razy i to trwało zaledwie jakieś półtora miesiąca) mógł przekreślić przeszło 15 lat małżeństwa i tak strasznie zamieszać Mu w głowie?! Czy jeszcze kiedyś będzie jakieś MY? Czy ktoś może mi poradzić co mogę jeszcze zrobić?
Pozdrawiam serdecznie.
A.

Szczęść Boże!

Przeczytałem uważnie Pani list.. Swoje rady spróbuję sformułować krótko:

1. Ratując małżeństwo, dobrze jest nie mieć w sobie postawy: „ja za wszelką cenę muszę moje małżeństwo uratować, ja nie wyobrażam sobie życia bez mojego męża”. Ufam, że Pani nie podejrzewa mnie o to, że namawiam do tego, żeby się przyzwyczaić do myśli o jego odejściu. Wręcz przeciwnie, tę radę formułuję z perspektywy kogoś, kto z całego serca życzy Pani, żeby mąż do Was, do swojej rodziny, naprawdę wrócił. Chodzi mi o to, żeby w ramach ratowania swojego małżeństwa uniknąć zachowań człowieka tonącego, który swoim panikarskim zachowaniem jeszcze zmniejsza swoje szanse na uratowanie. Niech Pani spokojnie buduje w sobie postawę: „Bardzo chcę, żeby nasze małżeństwo doznało chociaż częściowego uzdrowienia i ocalało. Ale wiem też, że sens mojego życia nie zależy od tego, czy mój mąż do nas wróci. To wiem, że on nie przestanie być moim mężem, nawet jeżeli nie wróci. Niezależnie od tego, czy on wróci czy nie wróci, ja i tak będę robiła, co w mojej mocy, żeby nasze małżeństwo mimo wszystko ocalało”. Taka postawa zwiększy w Pani poczucie wolności i pokoju.
2. Niech Pani próbuje zobaczyć to całą sobą, że świat jest Boży i ostatnie słowo we wszystkich przygodach, jakie nas spotykają, należy do Boga. Toteż sens Pani życia z całą pewnością nie zależy od tego, czy mąż zechce do Pani wrócić. To bardzo dobrze, że Pani tak mocno pragnie, żeby wrócił, i ufajmy, że wróci. Jednak cała Pani nadzieja w Bogu, a nie w mężu. Toteż nawet gdyby mąż miał się nie opamiętać, z Bożą pomocą Pani nie zginie. Ufajmy jednak, że się opamięta.
3.. Pisze Pani: „Czuję się stara, brzydka i nikomu niepotrzebna, jak stary, zużyty kapeć na śmietniku..” Otóż tak jak Pani potrafi, trzeba wyrzucać z siebie tę kobietę płaczącą, nieszczęśliwą, zrozpaczoną, przed którą mąż instynktownie ucieka. Zresztą Pani to doskonale rozumie, że to byłoby żadne rozwiązanie, gdyby mąż wrócił do Pani tylko pozornie, tylko ze względu na dzieci albo tylko dlatego że się nad taką zrozpaczoną kobietą ulitował. Taki powrót na pewno nie byłby trwały. Niezależnie od tego, jak mąż będzie na to reagował, niech Pani stara się być kobieta zadbaną, radzącą sobie, wierzącą w sens swojego życia. Powtórzę tę radę w innej formie: Chiński znak na określenie żony to kobieta z miotłą, na określenie kochanki – kobieta z fletem. Myślę, że ten skrót dobrze oddaje niektóre przyczyny kryzysu małżeństwa. Zarazem skrót ten podpowiada, w jakim kierunku trzeba próbować walczyć o swoje małżeństwo.
4. To, co teraz napiszę, to wprawdzie nie jest temat do Pani rozmów z mężem, ale w swojej duszy powinna to Pani rozumieć: Zakochanie się w kimś trzecim czasem spada na człowieka nawet bez jego winy i nie zawsze postanowieniem woli da się je z siebie wyrzucić. Człowiek mądry traktuje to jednak jako pokusę i nie podkłada pod ten ogień drewienek (w sensie: żadnych spotkań z tamtą osobą, żadnych listów, telefonów, SMSów). Człowiek mądry nie waha się tamtej trzeciej osobie wyraźnie powiedzieć: „mam żonę, dzieci, powinniśmy gruntownie od siebie odejść, nie wolno nam udawać, że w takiej sytuacji możliwe jest zachowanie przyjaźni, która nie stanowiłaby zagrożenia dla mojego małżeństwa”.
5. Bardzo możliwe, że samo życie podsunie Pani tematy, o których po prostu będzie Pani musiała z mężem rozmawiać. To mogą być problemy związane z Waszymi dziećmi, ze zdrowiem kogoś z członków Waszej rodziny, z różnymi sprawami materialnymi. Być może okaże się wówczas, że – wbrew rożnym jego manifestacjom – wciąż jesteście małżeństwem tak jak dawniej, o wiele głębiej niż on to czuje. A nawet bez pojawienia się takich tematów, warto czasem spróbować takiego zachowania, jak gdyby w Waszym małżeństwie już teraz wszystko było dobrze. Oczywiście, jeżeli Pani zaryzykuje takie zachowanie, trzeba to robić czujnie, zabezpieczając sobie możliwość wycofania się – bo zbyt ostrym wejściem z takim zachowaniem można jeszcze bardziej męża do siebie zrazić.
6. W tej chwili na temat Waszego małżeństwa nie da się z mężem rozmawiać. Ale gdyby w pewnym momencie on sam takie rozmowy zaczynał, nie musi Pani odpowiadać na wszystkie jego argumenty. Jeżeli jednak Pani decyduje się mu odpowiadać, niech to będą argumenty prawdy – tu niepotrzebna jest błyskotliwość, błaganie o litość albo zbijanie jakichś argumentów po prostu niegodziwych. Wystarczy czasem mu powiedzieć, że miejsce męża i ojca jest przy żonie i dzieciach. A na argument, że kocham inną – powiedzieć, że zły ogień szybko się wypala.
7. Niech Pani też sobie dobrze zapamięta, że podczas wesela w Kanie Galilejskiej najlepsze wino podano na końcu. Tak z Bożą pomocą będzie i w Waszym małżeństwie – że po tym trudnym doświadczeniu, kiedy się ponownie odnajdziecie, Wasza miłość małżeńska będzie głębsza i prawdziwsza niż kiedykolwiek.
Serdecznie, serdecznie Pani i Wam tego życzę

o. Jacek

Drogi Ojcze

Pozwoliłam sobie raz jeszcze napisać do Ojca, bo tak naprawdę nie mam do kogo się zwrócić z tymi wszystkimi pytaniami, które sie kłębią w mojej głowie, a z którymi nie mogę sobie poradzić. Napisał Ojciec o udawaniu, że wszystko jest o.k. Ja już dawno próbuję udawać, że wszystko jest o.k. Właściwie robię to od kiedy mąż podjął decyzję, żeby z nami zostać, chociaż na początku rzeczywiście było o.k. tak jak już pisałam. Najgorsze jest to, że On zachowuje się z każdym dniem gorzej i to nie tylko w stosunku do mnie ale także do dzieci. Na pytanie :”Tato, dlaczego nie chcesz zagrać ze mną (…)” odpowiada: „bo mi się nie chce”. Wydaje mi się, że pomimo moich starań dzieciaczki zaczynają coś wyczuwać, bo „lepią” się do mnie bardzie niż zwykle. Do męża przychodzą coraz rzadziej. Jak mam udawać cokolwiek skoro On jest po prostu odpychający, złośliwy, wciąż robi albo mówi coś tylko po to, żeby za chwilę wykorzystać to przeciwko mnie. Mam wrażenie, że szuka okazji i sposobów, żeby mnie zranić. Ciągle mnie próbuje sprowokować, tylko nie bardzo wiem do czego. Czuję się upokorzona i odrzucona… Tak jakby mnie zdradzał znowu każdego dnia. Wiem, że nie jestem bez winy w tej sytuacji ale czy ktokolwiek z nas jest nieomylny? Ale w końcu oprócz tego, że czasem go raniłam swoim zachowaniem, to jednak przez te wszystkie lata byłam wierną, lojalną i uczciwą żoną… Za co więc mnie teraz tak nienawidzi. Spytał mnie ostatnio: „dlaczego ty nie możesz zrozumieć, że coś się skończyło, że coś bezpowrotnie odeszło?!”. Powiedziałam, że wiem, że nigdy już nie będzie tak samo, ale Pan Bóg daje nowe… Wzruszył ramionami i wyszedł z pokoju. Wiem, że powinnam być cierpliwa, ale jak długo można znosić takie zachowanie? Czy to, że jest coraz gorzej oznacza, że to się nie uda, czy może On musi sięgnąć jakiego dna, żeby się od niego odbić…? Modlę się codziennie za niego, żeby Pan Bóg go opamiętał, ale szczerze mówiąc z przerażeniem stwierdzam, że to światełko w tunelu oddala się coraz bardziej… Boję się, a jednocześnie wstyd mi za ten brak cierpliwości… Przepraszam, jeżeli zabieram Ojcu zbyt dużo czasu swoja osobą, ale to CZEKANIE jest strasznie trudne, zwłaszcza, gdy się do końca nie wie na co się czeka…
A.

Coś na temat udawania chciałbym Pani napisać. Jest udawanie przeklęte, pogrążające nas w zakłamaniu, ale jest też udawanie błogosławione, przemieniające złą sytuację w dobrą. Bardzo bym Panią zachęcał do udawania, ze w Waszym małżeństwie wszystko jest dobrze – niech Pani nie myśli o TAMTEJ ani o tym, ze może mąż o NIEJ myśli – niech Pani tak się zachowuje, jak gdyby wszystko między Wami i u Was było O.K. Może akurat dzięki temu zacznie być między Wami O. K.

Modlę się za Panią i za Was jak umiem. Mnie się wydaje, że mąż tak się zachowuje, bo chce Panią przymusić do tego, żeby to Pani podjęła inicjatywę rozwodową. Dlatego tak ważne jest, żeby Pani zachowała spokój i do minimum ograniczyła nawet próby przekonywania go, że jego miejsce jest przy żonie i przy dzieciach. Zarazem dobrze jest mieć na podorędziu jakieś krótkie i celne riposty na jego argumenty typu: „dlaczego ty nie możesz zrozumieć, że coś się skończyło, że coś bezpowrotnie odeszło?!”. Odpowiedź, jaką Pani dała, była bardzo dobra – najlepszy dowód, że wzruszył ramionami i wyszedł z pokoju. To świadczy, że Pani ze swoim argumentem dobrze trafiła. Ale dobrze jest w swoich odpowiedziach się nie powtarzać. Można wtedy również odpowiedzieć, byle ze spokojem, np.: „bo ci ślubowałam”, albo: „bo ślubowałam ci, że aż do śmierci, a nie, że dopóki mi się nie znudzisz”, albo: „bo dzieci potrzebują ojca”, albo: „Pan Jezus nawet umarłych wskrzeszał”, itp. Serdecznie będę się modlił dla Pani o cierpliwość i żeby Pani jakiegoś dużego błędu nie zrobiła, i w ogóle żeby Pani wytrzymała ten trudny czas, który oby trwał jak najkrócej

o. Jacek

Warto przeczytać:

  • o. Jacek Salij OP „Czy wolno katolikowi zgodzić się na rozwód?” >>>
  • o. Jacek Salij OP „Czy człowiek ma prawo do szczęścia? >>>”
  • o. Jacek Salij OP „Czy Ewangelia dopuszcza rozwód? >>>”
  • Zmartwychwstanie Twojego małżeństwa

     

    Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
    „Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
     

    „Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy” (Mk 9,23)
    „Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę:
    Jam zwyciężył świat” (J 16,33)

    „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!”
    (Mk 16,15)

    „Nie bój się, wierz tylko!” (Mk 5,36)
     

    W Kościele nic nie jest magią. Pan Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
    – do Marty siostry Marii I Łazarza:
    „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki. Wierzysz w to?” (J 11,25-26)
    – do kobiety kananejskiej:
    „O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie,
    jak chcesz!” (Mt 15,28)

    – do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
    „Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!” (Łk 7,37.50)– do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
    „Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła” (Łk 17,19)
    – do kobiety cierpiącej na krwotok:
    „Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła” (Mt 9,22)
    – do niewidomego Bartymeusza:
    „Idź, twoja wiara cię uzdrowiła” (Mk 10,52)
    Obietnica Chrystusa:
    „Kto zachowa moją naukę, nie zazna śmierci na wieki” (J 8,51)


    To może być także Twoje zmartwychwstanie
    – zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!

    Matka Boska Leśniowska
    Ty coś domem, o którym się śniło
    Matko Boska Leśniowska
    Miej w opiece każdziutką miłość
    Matko Boska leśniowska


    Słowa Pana Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości:
    „Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego
    i nie będziecie pili Krwi Jego,
    nie będziecie mieli życia w sobie” (J 6, 53)

    Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.

    Towarzyszenie małżonkom sakramentalnym po rozwodzie

    Referaty i świadectwa Sycharków wygłoszone podczas konferencji “Moralne i duszpasterskie konsekwencje przysięgi małżeńskiej” na KUL 7 czerwca 2017

    Prezentacja Alicji i Marzeny: http://bit.ly/2uHQ2Lt
    Referat Andrzeja: http://bit.ly/2t7Cswv
    Prezentacja Andrzeja: http://bit.ly/2u9uLZw
    Program konferencji: http://bit.ly/2tembWC
    Link do nagrania – VIDEO: https://youtu.be/VKGB4GpQkSY
    Link do nagrania – AUDIO: https://archive.org/details/sycharki

    Czy wolno katolikowi zgodzić się na rozwód?
    – o. prof. Jacek Salij OP

    Jak wrócić do sakramentalnego małżonka?


    Ks. Marek Dziewiecki:
    „Najpierw bowiem człowiek jest odpowiedzialny za swojego małżonka” – więcej na stronie >>>

    Sytuacje najtrudniejsze

    Nawrócenie i pojednanie

    Kryzys małżeński – pytania i odpowiedzi

    „Dla Boga nie ma nic niemożliwego” (Łk 1,37)

    Zaczynając od nowa

    Musicie zawsze powstawać!

    Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty.
    Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
    i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
    Możecie przeklinać Kościół i Boga.
    Ale Jego potęga nie może nic uczynić
    przeciw waszej wolności.
    Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
    by zobowiązał się z wami…
    On nie może was „rozwieść”.
    To zbyt trudne?
    A kto powiedział, że łatwo być
    człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
    Miłość się staje
    Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
    Nie jest umeblowana mieszkaniem,
    ale domem do zbudowania i utrzymania,
    a często do remontu.
    Nie jest triumfalnym „TAK”,
    ale jest mnóstwem „tak”,
    które wypełniają życie, pośród mnóstwa „nie”.
    Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
    Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
    I nie wolno mu odebrać życia,
    które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
    Michel Quoist

    Westerplatte

    „Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte”. Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych” – Jan Paweł II.

    Ciężki krzyż

    „Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka” – ks.dr Marek Dziewiecki.

    Bitwa toczy się o nasze serce

    Tożsamość mężczyzny i kobiety

    Co to znaczy „moja była żona”?


    Stanowisko Episkopatu Polski:
    „Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym
    i naturą człowieka” – więcej na stronie >>>

    Twoja sprawa

    KRS: 0000288792

    UWAGA! Nowy adres strony Ogniska SYCHAR w Lublinie: http://lublin-pallotyni.sychar.org




    stat4u

    Ostatnie wpisy
    Kategorie
    Kronika