o. Maciej Konenc SJ
Drodzy Sycharowicze,
1. O. Maciej Konenc SJ zaprasza Sycharków na rekolekcje wakacyjne.
Więcej informacji na stronach:
http://www.sychar.org/osoba/o.maciej.konenc/zaproszenie-na-rekolekcje-wakacyjne-2021.pdf
http://www.sychar.org/osoba/o.maciej.konenc/plakat-czas-na-ciebie.pdf
2. Boża Robota w Licheniu (23-25.07.2021)
Kochani Sycharowicze,
przesyłam zaproszenie od Zespołu LEM do zaangażowania się w Bożą Robotę w Licheniu (23-25.07.2021).
Szczegóły w nagraniu i opisie filmu: https://youtu.be/xRiJX2PEI48
Zapraszamy do pomocy! Boża Robota zawsze się opłaca.
3. ZAPRASZAMY na różaniec na żywo za rozbite małżeństwa i małżeństwa w kryzysie – 12.07.21 (Poniedziałek): https://youtu.be/-BsGTp1sbrY
4. Myślisz o rozwodzie? Rozwiodłeś się? Może powinieneś to zobaczyć: https://youtu.be/73x3GGX_j1g
1. O. Maciej Konenc SJ zaprasza Sycharków na rekolekcje Ignacjańskie w czasie wakacji 2021
O. Maciej Konenc SJ, który był przez 8 lat opiekunem Ogniska Sychar we Wrocławiu zaprasza na rekolekcje Ignacjańskie w czasie wakacji 2021.
Szczegółowe informacje:
http://sychar.org/wp-content/uploads/2021/04/o.MaciejKonencSJ-zaproszenie-na-rekolekcje-do-Gliwic-2021.pdf
Formularz zgłoszeniowy:
https://docs.google.com/forms/d/e/1FAIpQLSf9coYQwYGKNw1iumC1te4wSfHUa_Qu0ps5aq13wl9dr66SHw/viewform?usp=sf_link
Kontakt do o. Macieja Konenca SJ:
konenc@wp.pl
2. Świadectwo Małgosi „Oddalenie pozwu, kwiecień 2021”
„Do sądu szłam w przekonaniu, że jestem dobrze przygotowana. Zależało mi na tym aby powiedzieć prawdę w sposób spokojny i opanowany, aby wybrzmiało, że jestem osobą wierzącą i nie godzę się na rozwód ze względu na moje przekonania, oraz to, iż nadal kocham mojego męża…”
Więcej na stronie: https://www.kryzys.org/viewtopic.php?f=14&t=4128#p336857
3. Świadectwo Ani i Andrzeja (Radio Warszawa) – https://bit.ly/3gxpi7C
4. Ks. Piotr Pawlukiewicz „Jak będzie w Niebie?” – https://youtu.be/c8lESlwgQls
O. Maciej Konenc SJ, który był przez 8 lat opiekunem Ogniska Sychar we Wrocławiu przesyła nam zaproszenie na rekolekcje w czasie wakacji 2020. Poniżej treść zaproszenia.
W czasie tego okresu wakacji i urlopów w roku 2020, który jak sami doświadczamy jest inny niż wszystkie poprzednie, zapraszam na rekolekcje w życiu codziennym. Nie wiadomo czy będą organizowane rekolekcje w tym roku, czy wszyscy chętni dadzą radę pojechać gdzieś „na miejsce pustynne”, na rekolekcje, na odpoczynek, aby wzmocnić swojego ducha, stąd ta właśnie propozycja, inicjatywa. Rekolekcje te, podobnie jak poprzednie, będą miały znaną formuję. Na każdy dzień będzie przewidziane jedno rozmyślanie, jedna modlitwa.
Spotkania rozpoczynamy 6 lipca o godz. 19.00 i odbywać się będą w trzy kolejne poniedziałki. Na stronie internetowej naszej parafii www.bytom.jezuici.pl będą zamieszczone teksty do modlitwy. Konferencje będą nagrywane i będzie możliwość ich odsłuchania, podobnie jak i można odsłuchać nagrania ze „szkoły modlitwy”. Te nagrania są dostępne w zakładce „duchowość” i można z nich korzystać, gdyby ktoś chciał pogłębić swoją wiedzę na temat modlitwy, aby ta wiedza później zaowocowała lepszymi spotkaniami z Jezusem w oparciu o Słowo Boże.
Temat jaki podjąłem w tym roku do rozważania to: „Wakacje z Duchem Świętym”. Takie mam przekonanie, że dość dawno temu zostaliśmy ochrzczeni (każdy z nas ma swoje lata) a dary Ducha Świętego, jakie zostały w nas złożone podczas włączania nas do Kościoła, przynajmniej trochę zostały przykryte kurzem, bądź zapomniane czy też jeszcze nie odkryte. Potraficie wymieć dary Ducha Świętego?
Czasami ze smutkiem w naszej wspólnocie zakonnej rozmawiamy: o słabej frekwencji wiernych podczas niedzielnych Eucharystii; w refleksji po kolędzie, dzieliliśmy się smutnymi doświadczeniami osób, żyjącymi tylko na ślubie cywilnym, bądź także bez ślubu… innymi trudnymi doświadczeniami duszpasterskimi… konkludując zadajmy sobie pytanie: a gdzie konsekwencje sakramentu chrztu świętego? Przecież te wszystkie osoby, były kiedyś ochrzczone, uczęszczały na katechizację, były u pierwszej spowiedzi św. i Komunii św., daj Boże, że i bierzmowane… no i gdzie są tego owoce? Wiedza, na temat naszej wiary, także pozostawia wiele do życzenia, ale pewnie to osobna sprawa, a nazywamy to wtórnym analfabetyzmem duchowym. Bywa, że zatapiamy się w milczeniu i nie znajdujemy odpowiedzi. Bywa, że odpowiemy: zagubili się, grzech to sprawił, słabość ludzka, ignorancja, obojętność duchowa, neopoganizm. To także motywy podjęcia tych rekolekcji, jak sami wiecie temat wydaje się być dość dobrze trafiony.
Modlitwy będziemy opierać na Słowie Bożym, to Słowo będzie nas prowadzić przez nasze życie. W każdym dniu rekolekcji będziemy „przyglądać się” Jezusowi i sobie, będziemy poddawać nasze doświadczenia życiowe „oświeceniu” przez Słowo Boże; będziemy pozwalali, aby właśnie to Słowo nas przemieniało i nawracało. Bóg mówi do nas Słowo, tym Słowem jest Jezus Chrystus, Jemu chcemy się podporządkować. Bo tak naprawdę właśnie o to idzie w naszym życiu, aby żyć konsekwencjami sakramentu chrztu świętego, aby się nawrócić do Boga. Czym jest Wspólnota Kościoła; jakie dary otrzymaliśmy w tym pierwszym sakramencie; co wynika z tego trwania we wspólnocie z Bogiem w Kościele, jak zapomnieliśmy o tym, to potrzebne jest nam nawracanie się, z którego płynie radość, którą możemy żyć na co dzień. Takie trochę długie to ostatnie zdanie, ale nie za trudne.
W modlitwie naszej będzie kilka zasad duchowych (będę o nich wspominał na poszczególnych spotkaniach) ale podstawową niech będzie ta, że jak się modlimy, jak rozważamy Słowo Boże to nigdzie się nie spieszymy! Nie musisz wszystkich spraw i problemów podotykać a wręcz jest to niewskazane, wybieraj z tych materiałów jakie będą podane tylko to, co ciebie bardziej zatrzyma i poruszy. Bardziej właściwie jest jeżeli rozważy się tylko jeden punkt a dogłębnie niż przeleci się po wszystkich punktach a po łebkach. Takie podejście nie ma nic wspólnego ani z modlitwą, ani z rekolekcjami a raczej z zaspokojeniem ciekawości czy też „zaliczeniami poszczególnych punktów”. Takie podejście do niczego nie prowadzi a już do nawrócenia najmniej a przecież to jest głównym celem każdych rekolekcji NAWRÓCENIE, aby słowa Boże nas przemieniały, by dary Ducha Świętego na nowo w nas odżyły, byśmy je używali i nimi się posługiwali.
Przypomnijcie sobie proszę rekolekcje, w których uczestniczyliście do tej pory i zapytajmy: kiedy ma być w nich moment nawrócenia? Kazania czy nauki rekolekcyjne, których słuchaliśmy, stały się przyczyną nawrócenia? Jeżeli tak się stało to – chwała Panu Bogu! Pomyślcie proszę, ile takich czy innych rekolekcji już przeżyliśmy a nawrócenia wielkiego w nas nie ma – albowiem większość nauk traktowaliśmy powierzchownie i nie wchodziliśmy w głąb siebie. Wysłuchaliśmy kazań lepszych czy gorszych; nauki były trafne i budujące oraz mniej lotne… ile w nas z tego pozostało? Powodem może jest także to, że nie chcemy się nawrócić, tylko „posłuchać”, „uczestniczyć”, „zaliczyć” bo taka tradycja, czy tak wypada, bo jakieś inne motywacje. Zapytajmy się sami siebie: czy chcę się zmienić, być innym? Czy chcę być świętym? Te rekolekcje z pewnością nie aspirują do tego, ale kto wie, co Pan Bóg zamierzył? Podczas naszych spotkań ze Słowem Bożym chcemy pozwolić Słowo Bożemu, aby nas nawróciło stąd konieczność wejście w siebie i nie traktowania ich powierzchownie, ani po łebkach.
W tym modlitewnym czasie naszych wakacji czy urlopów będziemy starali się dostrzegać obecność Ducha Świętego z Jego darami w historii swojego życia, w doświadczeniach, jakie stały się naszym udziałem, aby doświadczyć Bożej bliskości. Zobaczymy Jego obecność albo jej brak. Kiedy odkryjemy brak obecności Boga, nie trzeba załamywać rąk tylko w te miejsca wpuścić Boga z Jego mocą, aby na nowo nas umocnił Sobą. Zostaną zaproponowane treści do przemodlenia na każdy dzień. Nie należy tych tekstów czytać dla „ciekawości treści” ani wyprzedzać czytaniem poszczególnych dni rekolekcyjnych. Każdy dzień ma swoje rozmyślanie. Można powtarzać proponowane treści czy ćwiczenia, dla ich pogłębienia a przede wszystkim dla umocnienia swojej relacji z Bogiem i przyjęcia Jego zaproszenia do relacji z Nim.
Rekolekcje potrwają 3 tygodnie. Będą wprowadzenia do nowych modlitw przez 5 dni. Szósty dzień przeznaczony jest na powtórkę którejkolwiek modlitwy a niedziela niech idzie swoim rytmem świątecznym. Można także w niedzielę podjąć jeszcze jedną powtórkę rekolekcyjną albo rozmyślanie Ewangelii z niedzieli jaka przypada. Gdyba Ktoś chciał otrzymywać teksty do modlitwy nas swoją skrzynkę mailową niech napisze na adres: rekolekcjew2020@gmail.com
Owocnych rekolekcji, dobrego czasu wakacji 2020 i umocnienia relacji z Duchem Świętym w tym błogosławionym czasie życzy Wszystkim Uczestnikom.
o. Maciej Konenc SJ
Plakat: http://sychar.org/osoba/o.maciej.konenc/wakacje-z-duchem-swietym-2020.pdf
Przesyłam trzy ważne teksty ku duchowemu umocnieniu i jeden dotyczący bezpłatnej pomocy psychologicznej:
1. Tekst o. Macieja Konenca SJ pt. „Koronawirus… no i co?” – http://www.sychar.org/pismo/pandemia/koronawirus-o.Maciej.pdf . O. Maciej był przez 8 lat opiekunem Ogniska Sychar we Wrocławiu.
2. Tekst o. Bogusława Witkowskiego CPPS pt. „Koronawirus i nasza postawa?” – http://www.ozarow.cpps.pl/koronawirus-nasza-postawa.html . O. Bogusław jest Moderatorem Krajowym Wspólnoty Krwi Chrystusa.
3. Tekst Lecha Dokowicza i Macieja Bodasińskiego (autorów tryptyku duchowego: „Wielka Pokuta”, „Różaniec do Granic”, „Polska pod Krzyżem”) opisujący projekt Ocalenie – https://www.ocalenie.info/o-wydarzeniu i Drogę do Arki – https://www.ocalenie.info/#droga-do-arki .
4. Ważne informacje dla potrzebujących pomocy psychologicznej – https://youtu.be/-UrNLCMHGyo :
„W związku z ogłoszonym stanem epidemii pracownicy Instytutu Psychologii KUL oferują bezpłatną pomoc psychologiczną. Grupa ponad trzydziestu specjalistów z Instytutu Psychologii KUL oferuje bezpłatną pomoc psychologiczną, z której mogą skorzystać wszyscy, którzy w związku ogłoszonym stanem epidemii takiego wsparcia potrzebują. Pomoc jest świadczona telefonicznie. Psychologowie i psychoterapeuci dyżurują w wyznaczonych godzinach od poniedziałku do soboty pod stacjonarnym numerem telefonu (81) 445 40 80. Kontakt jest możliwy również przez Skype: nazwa użytkownika: wsparcie.kul . Szczegółowe informacje i grafik dyżurów znajdują się na stronie www.wsparcie.kul.pl „.
Źródło: https://www.kul.pl .
Drodzy, przesyłam poniżej rozważanie na temat wzrostu duchowego o. Macieja Konenca SJ opiekuna duchowego Ogniska Sychar we Wrocławiu.
O nawróceniu już nawróconych
Jak to jest z tym „nawróceniem się” czy „nawracaniem się” do Boga?
Być może są znane opowieści czy świadectwa, fakty z życia tych osób, które były na marginesie: alkoholików, czy narkomanów, osób niewierzących, którzy nic nie mieli wspólnego ani z Bogiem, ani z Kościołem ani z jakąkolwiek wspólnotą. Wtedy, kiedy dają świadectwo o swoim nawróceniu, o interwencji Pana Boga w swoim życiu to jest to – jak mówimy – „mocne świadectwo”. Byli oni bowiem przysłowiowymi łobuzami a po usłyszeniu Dobrej Nowiny o tym, że Jezus Chrystus ich kocha; że umarł na krzyżu i zmartwychwstał właśnie dla nich; że Chrystus przyszedł powoływać słabych, grzeszników (właśnie ich); o tym, że jest miejsce w Kościele i wspólnocie właśnie dla nich, grzeszników, słabych i złych – rozpoczęli nowe życie.
Po usłyszeniu takiej Dobrej Nowiny o Jezusie Chrystusie, z osoby, która była na marginesie życia, nierzadko i poza nim, staje się przekonanym świadkiem Bożej Miłości! Staje się świadkiem działania Jezusa w ich życiu. Właśnie teraz, dobry Pasterz, Jezus Chrystus odnalazł zagubioną owcę i przyprowadził ją z powrotem, i już teraz są razem z Nim (por. Łk 15,1-7). Takie świadectwo nawrócenia jest oczywiste i czytelne dla wszystkich i to jest właśnie świadectwo! Takie świadectwo! Chwała Panu Jezusowi za to, co czyni w Kościele przez ludzi. Bo zasadniczo tak właśnie bywa, że Jezus posługuje się ludźmi, chrześcijanami, posługuje się tymi, którzy dobrze zrozumieli swoją misję w Kościele, odkryli podobieństwo do Apostołów, głoszą Dobrą Nowinę innym, dzisiaj nazywają się ewangelizatorami (por. Łk 10,1-9). To jest takie pierwsze nawrócenie do Chrystusa jasne i oczywiste.
Natomiast czy możemy mówić o nawróceniu tych, którzy już się nawrócili? Czy nawróconym jest potrzebne jeszcze nawrócenie? Albo jak to bywa w większości przypadków, są osoby, które nigdy nie odeszły na manowce, nie ma mowy u nich o odwróceniu się od Chrystusa, albo o zaprzestaniu praktykowania wiary w Kościele. W większości są to osoby, które w każdą niedzielę uczestniczą we Mszy św., mało tego, uczestniczą w Eucharystii i w ciągu tygodnia, bywa że i kilka razy, albo wręcz i każdego dnia; spowiadają się regularnie, mają swoich stałych spowiedników i kierowników duchowych, czytają Słowo Boże, rozważają Ewangelię, czytają Katechizm Kościoła Katolickiego, czytają dokumenty Kościoła, są na bieżąco z dokumentami papieskimi, słowem – praktykują!
Pytanie do nich jakie kierujemy: a co z nawróceniem? Jak się mają słowa Jezusa: „Czas się wypełnił i bliskie jest Królestwo Boże, nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” (Mk 1,15). Zapytajmy: takie osoby potrzebują jeszcze nawrócenia?; czy już się nawrócili? Potrzeba im jeszcze czegoś czy już sprawa nawrócenia jest załatwiona, bo i nie ma za bardzo się z czego nawracać, ani do Kogo powracać bo nigdy nie odeszli od swojego Zbawiciela.
Jak to jest naprawdę? Jak to się ma w praktyce? Jak tak się głębiej zastanowić to pewnie sami zobaczycie, że sprawa nie jest taka prosta ani banalna.
Są takie osoby w naszych wspólnotach, którzy zawsze mają „coś” do powiedzenia (a mówią ogólnikami), odpowiedzieliby z pewnością: „ależ każdy musi się nawracać i potrzebne jest nawrócenie, im także”, tylko jakby przyszło do konkretów: „w takim razie powiedz mi, co jeszcze, jak jeszcze mam się nawrócić, co mam czynić, aby się nawrócić, podaj mi jakiś konkret, co uczynić?”, – to już nie byłoby tak łatwo z odpowiedzią.
Moi Drodzy, którzy czytacie teraz ten tekst, proszę odłóżcie czytanie i zróbcie taką refleksję dla samych siebie, o jakie konkrety by chodziło w tym nawróceniu. Na czym by miało ono polegać? Co byście podpowiedzieli takiej osobie, o której piszę wyżej, tej, która nigdy nie odeszła i praktykuje? Bardzo proszę, nie uciekacie się do ogólników, ani do jakiegoś „pobożnego gadania”. Miejmy na uwadze same konkrety! Proponuję przerwę w czytaniu, na osobistą refleksję.
Zanim to napisałem, podobnie jak dla Was, tak i dla mnie nie było łatwo na te pytanie odpowiedzieć, stąd podjąłem się pod wpływem inspiracji zredagowania tego tekstu. Tak patrząc na pierwsze nawrócenie, to sprawa jest oczywista, byłeś łobuzem, nawróciłeś się do Chrystusa, uznałeś Jezusa Chrystusa jako swojego Pana i Zbawiciela, ogłosiłeś panowanie Jezusa w swoim życiu. I to było pierwsze nawrócenie. Pytanie: czy jest jakieś inne? Czy jest drugie, trzecie, czy może permanentne? Jak to się ma w praktyce życia chrześcijańskiego? Co nam mówi doświadczenie życiowe?
Patrząc, na osoby praktykujące wiarę chrześcijańską, na te pobożne osoby, to na pierwszy rzut oka widzimy ich praktykowanie wiary po tym, że uczęszczają do kościoła, na Eucharystię. To jakby pierwszy przejaw praktyki. Warto zapytać ich, a także siebie samych: jak to uczestnictwo w Eucharystii odbija się w praktyce życia codziennego? Jak się przekłada to, co dzieje się na mszy św. na to, co dzieje się „poza kościołem”, w środowisku w jakim żyjemy: w rodzinie, w pracy, relacjach z sąsiadami, dalszej rodzinie? Czy po naszej postawie, po słowach, zachowaniu, widać, że uczestniczyliśmy w Eucharystii, że z Jezusem w sercu wracam do domu, do pracy? Przyjęcie Komunii św. ma wpływ na to jak myślę, jak mówię, jak się zachowuję…? Czy Eucharystia działa w codzienności, jeżeli tak, to jak? Sami widzicie i doświadczacie, że to nie są banalne, ani sprawy, ani pytania. Wydaje się, że jest potrzebna kolejna przerwa w czytaniu, aby sobie samemu na te pytania odpowiedzieć, bo takie mam przekonanie, że czujecie wagę tych pytań! Tak więc przerwa na osobistą refleksję w temacie: jak po mnie widać, moje praktykowanie wiary?
Jak jesteś na Mszy św i często przyjmujesz Komunią św. spróbuj raz nie przyjąć Komunii św., albo i kilka razy! Zrób sam dla siebie takie doświadczenie duchowe. Możesz przystąpić do Komunii św., bo nie masz grzechu ciężkiego ale nie przyjmij – zobacz sam jak się będziesz czuł? Odczujesz „brak”? Będzie Ci „dziwnie” przez cały dzień, czy przez kilka dni? Zauważysz jakieś zmiany w swoim życiu duchowym? Może nic się nie stanie! Spróbuj takiego czegoś doświadczyć! Braku Komunii świętej! Może to być bardzo interesujące! Może Ci Takie doświadczenie „coś” pokazać! Odwagi!
Przypatrzmy się pewnemu wydarzeniu z życia Jezusa. Spotkanie z bogatym Młodzieńcem. Opisuje to Ewangelista św. Marek (Mk 10, 17-22; przeczytajcie uważnie ten fragment Ewangelii). Marek nie nadaje tej osobie imienia. Może ma na imię tak samo jak Ty? Może ta osoba prowadzi życie podobne do Ciebie? „Nauczycielu wszystkiego tego przestrzegałem od mojej młodości” – słyszysz, że nie ma On sobie nic do zarzucenia? Cały czas żyje w świetle przykazań Bożych. Widzisz, jak jest prawy i pobożny, naprawdę może uchodzić za wzór (i nie piszę tego wcale sarkastycznie). Wypełnia przykazania od młodości, od momentu używania rozumu, sami wiemy po naszych spowiedziach świętych, że nam daleko do niego. Przychodzi, przybiega wręcz do Jezusa i prosi o coś jeszcze, o wskazówkę odnoście życia wiecznego. Co czynić? Podstawy ma dobre, (może lepsze niż każdy z nas, przestrzeganie przykazań) czy mi jeszcze czegoś brakuje – pyta? Może rzeczywiście oczekiwał od Jezusa pochwały: „wiesz kogoś tak wspaniałego jak ty, jeszcze nie spotkałem, jesteś wspaniały – gratuluję”. Dopóki nie było spotkania z Jezusem, dopóki nie było spojrzenia „w lustro”, wszystko było w jak najlepszym porządeczku. Dopiero spotkanie z Jezusem uświadomiło Mu, że „coś” jest nie tak. Okazało się, że jest przywiązany do rzeczy, do materii, do posiadania. Materia wzięła jego całego w swoje posiadanie. Na zewnątrz nie ma żadnych uchybień ale wewnątrz jest spętany, ma powiązane ręce przez posiadłości, przez dobra, które przecież sprawiedliwie nabywał. Nikt z ludzi nie ma wglądu do naszego środka, do serca, nikt tam nie ma dojścia dopóki sami nie udostępnimy tego Jezusowi. A „Jezus spojrzał z miłością na Niego”(w. 21). Nie wydaje się, aby było jakieś inne wyjście, jak tylko doświadczyć miłości Jezusa na sobie i pozwolić Jemu właśnie naprowadzić nas na właściwą drogę ku nawróceniu. Jak widać po naszym bohaterze z tym nawróceniem nie jest wcale tak łatwo i banalnie. Jest czas Wielkiego Postu 2019, warto na serio zapytać siebie samych: jak jest z moim nawróceniem? Panie Jezu powiedz mi czego mi jeszcze brakuje?
Opiekun wspólnoty SYCHAR w Ognisku we Wrocławiu
o. Maciej Konenc SJ
Wersja PDF: http://bit.ly/2VMLGMu
Poniżej rozważanie na temat wzrostu duchowego o. Macieja Konenca SJ opiekuna duchowego Ogniska Sychar we Wrocławiu.
Wrocław, 5 września 2018
Witajcie Kochani Sycharowicze.
Podczas nowenny przed Uroczystością Zesłania Ducha Świętego AD 2018 przyszła mi do głowy, do serca, myśl, by podzielić się z Wami refleksją, na temat wzrostu duchowego. Pozostawiłem tę myśl na jakiś czas, ale otrzymałem „przynaglenie”, aby się tym zająć – co niniejszym czynię. Ta moja refleksja, moje myśli, rozważania wcale nie aspirują do wykładu czy poradnika o wzroście duchowym, jedynie do podjęcia refleksji nad swoim wzrostem, czy on jest czy może jednak go nie ma.
Słowa z Pisma św. jakie mi przyświecały to właśnie te: „Niech przeto ten, komu się zdaje, że stoi, baczy, aby nie upadł” (1 Kor 10,12).
Przecież każdy z nas, chciałby wzrastać duchowo – prawda?, a nie być w regresie czy nawet upaść (jak mówi Pismo). Większość z nas jest nawet przekonana o tym, że postępuje na drodze duchowej, że obserwuje, dostrzega u siebie wzrost duchowy, choć być może jest to tylko złudzeniem, jak mówi Słowo: „komu się zdaje, że stoi” (wydawanie się, pozory).
Inni być może są przekonani, że osiągnęli pewien poziom duchowy i więcej im do szczęścia nie potrzeba. Taka postawa robienia czegoś „ponad” – nie dla nich, o heroizmie nie ma mowy, bo przecież nie są ani księżmi czy zakonnikami, nie są siostrami zakonnymi, więc to co mają, co już osiągnęli, całkowicie im wystarcza. Chodzą do kościoła, przystępują do Komunii św., modlą się regularnie, chodzą nawet na spotkania wspólnoty (bywa, że nie jednej). To całkiem wystarcza, a może robią nawet ciut więcej – tak uważają.
Życie duchowe jeśli się nie rozwija, to, mówiąc kolokwialnie, „się zwija”, takie są prawidła życia duchowego. Wiara nie jest czymś statycznym, stałym, danym raz na zawsze – wręcz przeciwnie jest dynamiczna, trzeba ją pielęgnować, dbać o jej rozwój, by nie przyszło skostnienie, rutyna, przyzwyczajenie, by nie nastąpiło powolne jej umieranie.
Tym, którzy pomyśleli, że mogą być constans niech posłużą słowa, których być może nie doczytali w Słowie Bożym, w przypowieści o „ziarnku gorczycy”, czy o „zaczynie” (Mt 13, 31-33). Pewnie także nie doczytali, że poziomem, na którym można ewentualnie poprzestać, jest doskonałość (por. Mt 5,48).
Zadajmy, może nie najłatwiejsze, pytanie: na czym polega ów wzrost duchowy, jak to ocenić, czy i kiedy wystarczy, jeżeli w ogóle wystarczy, czy istnieje jakaś „miarka”?
Jak zapewne wiecie, są takie osoby dorosłe, dojrzałe, które nigdy nie wydoroślały w postawie duchowej. Spowiadają się z tego, że nie odmówiły paciorka, czy też zasmuciły swoich rodziców, a przez to i „bozię”, którą kochają. Jeżeli ktoś, jako dorosły, posługuje się takim dziecięcym, infantylnym językiem – a niestety tak się zdarza (rzadko, co prawda, ale tak jest ) – widać gołym okiem, że nie dojrzał w swojej postawie wiary. U takich osób nie ma wzrostu duchowego, nie wydoroślały w postawach religijnych. Życie poszło do przodu a one pozostały w ubranku pierwszokomunijnym, za małym, za kusym i nie pasującym. Za wzrostem i dojrzewaniem fizycznym nie poszła dojrzałość duchowa.
Wzrost życia duchowego – czy jest on weryfikowalny?
Pewnie nie ma mowy o wzroście, jeżeli nie ma pogłębionego życia modlitwy. Co przez to rozumiem? Jeżeli nie ma regularnego spotykania się z rzeczywistością Niewidzialną, każdego dnia i to przez dłuższy czas. Nie krótszy, ale dłuższy – wydaje się, że na początek minimum 20 min. Później, w miarę owego wzrostu duchowego, o którym mowa, jak najbardziej taka modlitwa może trwać spokojnie około 40 min. i nie wydaje się to być za długo. Relacja z rzeczywistością Niewidzialną musi być zweryfikowana przez rzeczywistość dnia codziennego, aby nie popaść w czystą dewocję czy faryzeizm, lub też złudzenie.
Wiecie zapewne, że i w naszych wspólnotach trafiają się osoby, które są pozorantami, „udawaczami”, przekonanymi, że są w porządku, że wykonują czynności pobożne, chodzą do kościoła, przystępują do komunii św., uczestniczą w spotkaniach wspólnotowych, gdzie nie popatrzysz są „korekt”, a tak na prawdę to tylko pozory. Dokładnie tak jak o nich mówi Pan Jezus: „Wszystkie swe uczynki spełniają w tym celu, żeby się ludziom pokazać. Rozszerzają swoje filakterie i wydłużają frędzle u płaszczów. Lubią zaszczytne miejsca na ucztach i pierwsze krzesła w synagogach. Chcą, by ich pozdrawiano na rynkach” (Mt 23, 5-7). Aby uważano, że są „w porządku”.
Pobożne działania wykonują nie dla Jezusa, nie aby uczcić Boga swoją postawą, zachowaniem, ale dla oka ludzkiego. Tak z przyzwyczajenia, z tradycji, z zachowania przepisów, z dyscypliny, z wyuczonej kindersztuby, by nie złamać jakiegoś prawa, by być w porządku wobec paragrafu, a chyba najbardziej po to, by sami sobie nie mieli nic do zarzucenia a i inni im także. To bycie wobec siebie w porządku wydaje się być dla nich najważniejsze! Taki porządny faryzeusz! Każdy porządny faryzeusz jest z siebie zadowolony, z tego, że zawsze jest w porządku i nie ma się do czego przyczepić, bo „rzeczywiście” nie ma.
Odnoszę wrażenie, że te osoby „chodzą do kościoła” a nie na spotkanie z rzeczywistością Niewidzialną, nie spotykają się z Bogiem, ale po prostu są w kościele przez jakiś czas.
Pomyślcie nad różnicą: „chodzić do kościoła” – czyli być w budynku, w otoczeniu innych ludzi; a mieć spotkanie właśnie w tym miejscu z Osobą Niewidzialną – Jezusem Chrystusem – Zbawicielem! Widzicie różnicę – prawda?
Mam wrażenie, że te osoby (przepraszam za określenie) „jedzą opłatki”, kiedy ksiądz mówi: „Ciało Chrystusa”- odpowiadają: „Amen” i właśnie to czynią „spożywają opłatek”. Bo niby dlaczego nie czynić tego? Nie mają świadomości grzechu ciężkiego! Dla niektórych, grzech ciężki to taki, że nikogo nie zabili, ani nie podpalili – nie ma przeszkody, nie ma grzechu! Można przyjmować komunię, zawsze tak czynię, nic nie stoi na przeszkodzie, by „jeść opłatki”.
Przepraszam tych, których, być może, uraziłem. Czy jednak tacy nie zdarzają się u nas we wspólnotach?
Co innego jest jednoczyć się z Jezusem w Komunii świętej, czyli zjednoczyć się z Kimś Niewidzialnym, znacznie większym ode mnie, moim Zbawcą, Jezusem Chrystusem, uczestniczyć w tym, w czym Apostołowie w Wielki Czwartek w Wieczerniku, podczas Ostatniej Wieczerzy. Mieć świadomość utożsamiania się z Jezusem z Nazaretu, który w Wieczerniku oddaje Siebie jako pokarm, i uczyni to za kilka godzin realnie, rzeczywiście, na drzewie Krzyża. Odda wszystko co ma dla naszego zbawienia! Komunia to bycie w jedności myślenia, czucia, pragnienia – tak jak Jezus, tak i ja. „A Bóg, który daje cierpliwość i pociechę, niech sprawi, abyście wzorem Chrystusa te same uczucia żywili do siebie i zgodnie jednymi ustami wielbili Boga i Ojca Pana naszego, Jezusa Chrystusa” (Rz 15, 5-6).
Żywcie te same uczucia do siebie jakie miał Jezus do nas, jedności, bliskości, aż do oddania życia za innych.
Czasem mam takie wrażenie (w niektórych tylko przypadkach), że dzieje się u nas tak jak mówił Jezus: „Słusznie prorok Izajasz powiedział o was, obłudnikach, jak jest napisane: Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie”. (Mk 7,6; por. Iz 29,13) NIESTETY!
Zapytajcie sami siebie: z kim, przed kim, weryfikujesz swoje postawy, komu pozwalasz osądzić swoje postępowanie? Pytanie o kierownika duchowego, o stałego spowiednika a nie o przypadkowego kapłana, u którego się wyspowiadasz, który Ciebie nie zna i otrzymasz rozgrzeszenie; pytanie o osobę, która niejako będzie czuwała, abyś nie uległ złudzeniu? Kto jest Twoim „lustrem”? By nie było tak jak zawsze bywa u Ciebie, że „u Ciebie jest wszystko w porządku tylko inni się mylą!” Ile razy tak było, albo nadal tak jest, że to u innych jest jakiś problem (nigdy u Ciebie!), Ty jesteś zawsze w porządku, a jak błądzisz, to sam o tym wiesz najlepiej, ewentualnie wyspowiadasz się i sprawa załatwiona.
Wydaje się, że osoby tak myślące, nie zdają sobie sprawy z podstępów złego ducha, nie mają świadomości jego intryg. Są pewni swego umysłu, rozsądku, przebiegłości, zapatrzeni w swój egoizm, racjonalizm. Jedyne co może ich wyrwać z tej sytuacji, to jakaś mniejsza czy większa tragedia. A i to się zdarza! (o czym sami wiemy i nie wypada o tym pisać otwarcie). Czuwajmy nad rozwojem duchowym i nad swoją relacją z rzeczywistością Niewidzialną. Od kilku lat proponuję rekolekcje Ignacjańskie dla naszej wspólnoty. Jest to rzeczywiście czas głębokiego wglądnięcia w siebie samego, pozwalanie Słowu Bożemu, aby zweryfikowało mnie samego. Do tych rekolekcji zachęcam. Podobnie zachęcam, aby nie bać się Słowa i swój duchowy wzrost opierać i modlitwę w oparciu o Słowo Boże. Rozwój duchowy jest trudny do zdefiniowania ale bardzo ważny w naszym rozwoju. Oczywiście widać to, czy żyjemy tym w Kogo wierzymy czy jesteśmy pozorantami. Dobrego owocnego czasu na nowy rok szkolny i formacyjny dla nas.
Wasz o. Maciej
Wersja PDF: http://sychar.org/osoba/o.maciej.konenc/wzrost-duchowy.pdf
Witajcie Kochani,
poniżej przesyłam rozważanie o. Macieja Konenca SJ na Adwent.
Czas Adwentu
Słowo Adwent pochodzi od łacińskiego słowa adventus – przyjście, nadejście, zbliżanie się. Czas Adwentu rozpoczyna nowy rok kościelny. Jest to okres obejmujący cztery kolejne niedziele przed Uroczystością Narodzenia Pańskiego. Co roku liczba dni Adwentu jest inna. Dlatego najbardziej prawidłową odpowiedzią na pytanie: jak długo trwa Adwent? jest odpowiedź: 4 niedziele (co wcale nie oznacza, że 4 tygodnie). Okres ten rozpoczyna się zawsze w niedzielę między 27 listopada a 3 grudnia, natomiast kończy się Wigilią Bożego Narodzenia 24 grudnia. Obejmuje więc od 22 do 28 dni. W tym roku 2017 będzie to najkrótszy czas Adwentu, bo rozpoczynamy go pierwszą niedzielą 3 grudnia.
Okres Adwentu ma dwie części
Pierwsza część tego czasu trwa od pierwszej niedzieli Adwentu w tym roku od 3 do 16 grudnia i ma przygotować nas na paruzję – czyli ostateczne przyjście Jezusa Chrystusa przy końcu czasów (por. Ap 22,20). To jest najbardziej właściwe znaczenie Adwentu, że tak powiem „prawdziwy Adwent” – oczekiwanie na rzeczywiste przyjście Jezusa Chrystusa w chwale, na końcu czasów. To jest właśnie to, co tak popularnie nazywamy „końcem świata” a tak naprawdę, właśnie na to czekamy i do tego się przygotowujemy. Pozwólcie, że zapytam: czy rzeczywiście na to czekamy? …i do tego się przygotowujemy? Tak przeżywamy, co roku czas Adwentu? W takiej gotowości?
Wcale nie jest to tylko takie mówienie czy pisanie o „końcu świata”, ale jest to rzeczywistość na jaką wszyscy z utęsknieniem czekamy. Z pomocą w tym czasie przychodzi nam jak zawsze Liturgia. Czekamy, oczekujemy, aż stanie się faktem to, co wyznajemy podczas każdej Eucharystii po przeistoczeniu. Na słowa kapłana: „Tajemnica wiary”, ogłaszamy i wyznajemy, że „Chrystus umarł, Chrystus zmartwychwstał, i Chrystus powróci” lub innymi słowami: „Głosimy śmierć Twoją Panie Jezu Chryste, wyznajemy Twoje zmartwychwstanie i czekamy na Twoje powtórne przyjście w chwale”. Tak, naprawdę, właśnie na to czekamy: na powtórne przyjście Chrystusa na ziemię – w moim przypadku dokładnie do mojego miasta – do Wrocławia. Czy też do miejscowości, w której Ty mieszkasz. Czekanie na to wydarzenie – to jest nieustający Adwent!
Natomiast rzeczywistość jaka nas otacza, szczególnie ta materialna, to wygląda mniej więcej tak: proza życia codziennego, pośpiech, zagonienie, brak refleksji nad sprawami duchowymi, praca i wydajność tej pracy, już od dawna chodzące po mieście „mikołaje” czy „śnieżynki” (bywa, że i renifery) z reklamami czy „anioły” z opłatkami (czyste robienie biznesu), dźwięk dzwoneczków sań, dające się słyszeć melodie kolęd we wszystkich galeriach, konsumpcja, gonienie za prezentami, choinką, różnego rodzaju kiermasze, jarmarki, przeceny, oferty, (pewnie nie wszystko wymieniłem) czyli ten świat, skutecznie jak widać odciąga nas od rzeczywistości, jaka naprawdę przed nami. A przeżywanie Adwentu to zupełnie co innego, powiedzielibyśmy nie z tego świata. Oczekiwanie na powtórne przyjście na ziemię Jezusa Chrystusa, Pantokratora i bycie gotowym na to z Nim realne spotkanie. To jest najprawdziwsze i najbardziej głębokie znaczenie czasu Adwentu. I jak widać zupełnie nie przystoi, temu co na zewnątrz widać. Kto wie czy nie czytacie o tym, jakby o jakimś wydarzeniu „bajkowym” czy fantasy, albo jakieś Science fiction, że podobno ma przyjść Pan Jezus i na Niego czekamy. Czyż nie? Jak daleko odbiega rzeczywistość ta materialna, ta, która nas otacza, konsumpcyjna od duchowej? Jak wielka jest przepaść pomiędzy tymi dwoma światami?!
Dobrze, że z pomocną w tym czasie Adwentu, dalej idzie nam Liturgia szczególnie Eucharystia. Konkretnie fragment z 1 prefacji adwentowej potwierdza charakter eschatologiczny tego czasu przygotowania do ostatecznego przyjścia Chrystusa, do paruzji, kiedy modlimy się słowami: „On przez pierwsze przyjście w ludzkiej naturze spełnił Twoje odwieczne postanowienie, a nam otworzył drogę wiecznego zbawienia. On ponownie przyjdzie w blasku swej chwały, aby nam udzielić obiecanych darów, których z ufnością oczekujemy”. Na to przyjście daj Boże, że rzeczywiście oczekujemy.
Dalej trwając w tekstach Liturgicznych i korzystając z 3 Modlitwy Eucharystycznej po Przeistoczeniu kapłan modli się tymi słowami: „Wspominając, Boże, zbawczą mękę Twojego Syna, jak również cudowne Jego zmartwychwstanie i wniebowstąpienie, oraz czekając na powtórne Jego przyjście, składamy Ci wśród dziękczynnych modłów tę żywą i świętą Ofiarę”.
Moi Drodzy: jakby samo nasuwa się pytanie: czy my to jeszcze słyszymy? „czekając na powtórne Jego przyjście” czy rozumiemy i rzeczywiście tym żyjemy? Czy ta rzeczywistość nas jeszcze dotyka? I są to pytania, które nie mogą pozostać bez odpowiedzi, nad którymi nie możemy przejść obojętnie!
Jeszcze jeden ważny moment podczas każdej Eucharystii modlimy się takimi słowami po modlitwie „Ojcze nasz…” a przed przekazaniem sobie znaku pokoju: „Wybaw nas, Panie, od zła wszelkiego i obdarz nasze czasy pokojem. Wspomóż nas w swoim miłosierdziu, abyśmy zawsze wolni od grzechu i bezpieczni od wszelkiego zamętu, pełni nadziei oczekiwali przyjścia naszego Zbawiciela, Jezusa Chrystusa”. Na co brzmi odpowiedź całego Kościoła: „Bo Twoje jest królestwo i potęga, i chwała na wieki”. Także w tym miejscu stawiam pytanie: Czy ta rzeczywistość, o której mowa w czasie Eucharystii, przenika nas do głębi? Czy aby nie daliśmy się już owemu „zamętowi” zniewolić i pochłonąć? Wydaje się, że warto wziąć na poważnie pod rozwagę, gdzie tak naprawdę jesteśmy, i czy nie przyzwyczailiśmy się do bezrefleksyjnego uczestniczenia w tym co święte? „Bo Twoje jest królestwo i potęga, i chwała na wieki”. – tak odpowiadamy a czy rzeczywiście tak jest? Jezusowe Królestwo w którym żyjemy?
„Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?” (Łk 18,8). Co tak naprawdę się z nami dzieje? Na co pozwoliliśmy temu światu – co z nami uczynił?! Pozwólcie, że sparafrazuję: „Tak Bóg umiłował ten świat, (ten, w którym żyjemy) że Syna swego Jednorodzonego dał, aby, każdy kto ma wiarę w Jezusa nie zginął, ale aby miał życie wieczne” (por. J 3,16). Co w nas z tego pozostało? Jezus za ten świat oddał życie, a ten świat nas „prawie zjadł”, zawładnął nami i kształtuje po swojemu. Co się z nami stało!? Na co pozwoliliśmy?
Druga część Adwentu od 17 do 24 grudnia to już bezpośrednie przygotowanie się do Uroczystości Narodzenia Pańskiego. W tym przygotowaniu naszego ducha także bardzo pomaga nam Liturgia. Podczas Eucharystii doniośle brzmią słowa ostatniego proroka Starego Testamentu św. Jana Chrzciciela: „Przygotujcie drogę Panu, Jemu prostujcie ścieżki” (Mk 1,3).
W tym czasie uczęszczamy na roraty i w drugiej części Adwentu, bywa że jest Nowenna do Dzieciątka Jezus. Nowenna – czyli nabożeństwo podczas Mszy św. odprawiane przez dziewięć kolejnych dni, które bezpośrednio poprzedza Uroczystość Narodzenia Pańskiego. W tym całym czasie śpiewamy odpowiednie pieśni adwentowe, choćby taką, którą słyszałem i zapewne i Wy znacie:
„Gotujmy drogę Panu
Prostujmy ścieżki Jego
Przemieńmy swoje życie
Odwróćmy się od złego”.
Między innymi tak przygotowujemy nasze serca do prawdziwego spotkania z Jezusem. Moi Drodzy: Czyż nie jest to bezrefleksyjne czy wręcz głupie – nie wiem jak opisać swoje oburzenie, kiedy słyszałem tę pieśń. Pytam o co w niej chodzi: mamy „przygotować drogę dla Pana i prostować Jego ścieżki”? Przecież Jego ścieżki i drogi są proste, tylko nasze są krzywe i pogmatwane. Mamy przygotowywać się przez prostowanie naszych dróg. Dlaczego bywa, że bezrefleksyjnie śpiewamy takie pieśni? Czy dlatego, aby pozostała rymowanka „Jego – złego”, fałszujmy rzeczywistość i śpiewamy bzdury? Pożal się Boże! Jak Jezus ma przyjść do tak bezrefleksyjnych Swoich Dzieci. Ale na całe szczęście dla nas, że przychodzi. Tylko jak wygląda to nasze bycie gotowym na spotkanie się z Nim, nasze prostowanie dróg, „odkręcanie” tego, co może już tak dawno, tak poskręcane, tak pogmatwane, że aż sami tego nie widzimy, a przecież mamy Mu ułatwić przyjście do nas. Zachęcam oczywiście, aby śpiewać Jezusowi poprawnie i żyć tak jak śpiewamy: „Gotujmy drogę Panu, prostujmy ścieżki Jemu, przemieńmy swoje życie, odwróćmy się od złego”.
Liturgia, szczególnie 1 prefacja o Bożym Narodzeniu, zachęca nas do umiłowania rzeczy niewidzialnych: „abyśmy poznając Boga w widzialnej postaci, zostali przezeń porwani do umiłowania rzeczy niewidzialnych”. Mówi także o wymianie, o podzieleniu się Jezusa swoją boskością. Bóg-Człowiek, Jezus Chrystus przyjął ludzkie ciało, podjął nasz ludzki los; Bóg przyszedł do człowieka. Oto Boże Narodzenie staje się wielkim podniesieniem natury ludzkiej; skoro Bóg tak bardzo siebie uniżył, rodząc się jako dziecko – o ileż przez to wywyższył godność człowieka! I to wszystko uczynił dla nas, dla mnie. Czy tak naprawdę rozumiemy, co uczynił Bóg dla nas, co czyni Bóg dla mnie? Jak to jest wielkie!
Znaczenie Adwentu
Adwent, to czas radosnego i pobożnego przygotowania się do spotkania z Panem. Nie jest to jednak okres pokutny jak Wielki Post (tak bywało kiedyś!). Warto jednak powziąć stosowne postanowienia, wzmacniające naszą wolę, mając na względzie słowa Pana Jezusa: „uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych, żeby ten dzień nie przyszedł na was znienacka; jak potrzask” (Łk 21,34). Co prawda, ostrzeżenie to, dotyczy Dnia Sądu, ale czyż nie pasuje to idealnie do obecnego czasu, i trosk doczesnych czasu przed Bożym Narodzeniem? Adwent to taki czas, kiedy staramy się zrobić miejsce dla Boga w swoim sercu. Oznacza, to ni mniej ni więcej, tylko aby przyglądnąć się swemu sercu i wyrzucić z niego to, co zbędne, co przypałętało się z biegiem czasu, jak to się mówi taka „przydajka”, bo może się przydać a tak właściwie nie przydaje się do niczego, tylko zaśmieca i jesteśmy rzeczywiście ociężali tymi zbędnymi rzeczami.
Obecnie cały czas trwania Kościoła można nazwać nieustannym „Adwentem”; oczekiwaniem na wypełnienie się czasów. Obecnie przecież pielgrzymujemy, jesteśmy w drodze, w oczekiwaniu na spotkanie. Nigdy nie wolno nam „przespać tego czasu”, zagasić lampy naszych sumień. „Bądźcie gotowi!” – jak mówi Słowo Boże (Łk 12,40). Niech nasza lampa adwentowa, nasz lampion, zawsze nam świeci przypominając naszą gotowość na spotkanie z Panem (por. Mt 25,1-13).
Natomiast oczywiste jest, że Boże Narodzenie będziemy przeżywać na tyle, na ile godne było nasze przygotowanie w Adwencie. Takie święta jakie przygotowanie!
Niech Czas Adwentu będzie dla nas czasem większej modlitwy i refleksji, czasem, w którym uczynimy jakieś postanowienie adwentowe, czasem, który przybliży każdego z nas do Chrystusa. Owocności duchowej na ten czas.
Kochani, poniżej przesyłam artykuł o. Macieja Konenca SJ – opiekuna wspólnoty wrocławskiej – dla Naszych Sycharowiczów na temat „Naszej Ikony” – http://sychar.org/wp-content/uploads/2016/11/swietarodzina.jpg . Może posłuży ku modlitwie, ku kontemplacji, choć przynajmniej ku pomyśleniu.
Medytacja ikony Świętej Rodziny
Patrząc z daleka (nawet gdy jeszcze nie wiemy na co patrzymy), pierwszą rzeczą którą dostrzegamy, są trzy elementy połączone w całość. Przypatrując się dokładniej, widzimy obraz – ikonę; w centrum znajduje się święta Rodzina: Jezus, Maryja i Józef, na obu zaś skrzydłach – Aniołowie, jak się później dowiemy, z prawej Gabriel a z lewej Michał.
Ikona Świętej Rodziny w kaplicy Domu Berthiera w Moguncji (Mainz) namalowana została w 1987 r. przez malarza Mariusza Lipińskiego z Polski, z Krakowa. Właściwiej jest jednak powiedzieć, że została napisana; bowiem ikony się pisze, jest to rodzaj obrazu, opowieści o Bogu, pisanej za pomocą farb. Pisanie Ikony jest modlitwą. Wszystko tutaj jest ważne – układ postaci, ich szaty, kolorystyka, figury geometryczne. Zanim się przyglądniemy całemu bogactwu tejże Ikony, dopowiedzmy, że została wykonana tradycyjną techniką: deska lipowa z nałożonym na nią płótnem była gruntowana kredą chińską i powleczona 23-karatowym złotem, do pisania użyto specjalnej farby („Primacryl Schmincke”). Na końcu gotową ikonę pokryto warstwą pokostu.
Gdy sięgniemy do pierwszych rozdziałów Pisma Świętego, zobaczymy opis pierwszego związku mężczyzny i kobiety – związek ten jest zatem naturalnym środowiskiem życia każdego człowieka. Bóg stworzył cały świat a potem człowieka – Adama, a z jego żebra Stwórca uczynił kobietę – Ewę i w ten sposób powstał pierwszy związek mężczyzny i niewiasty. Ten obraz przekazuje prawdę o wzajemnym uzupełnianiu się płci w małżeństwie, którego celem jest osiągnięcie zbawienia.
Popatrzmy na naszą Ikonę. Zwróćmy uwagę na centrum, na świętą Rodzinę, a szczególnie na dłonie postaci – Jezusa, Maryi i Józefa – są one jak gdyby złączone. W małżeństwie bardzo ważna jest jedność małżonków zawsze skierowana ku Jezusowi Chrystusowi. Małżeństwo jest cementowane nie tylko poprzez uczucia, dobrą wolę czy zabezpieczenie materialne, ale przede wszystkim przez obecność Boga w ich życiu. Widzimy, że im bliżej Boga, tym bliżej siebie i im bliżej siebie, tym bliżej Boga. Tak to właśnie powinno być realizowane w konkrecie życia małżeńskiego. Wiemy, że w naszych małżeństwach, należących do Wspólnoty Trudnych Małżeństw – Sychar – nie zawsze było to realizowane, stąd nasza przynależność właśnie do tejże wspólnoty.
Obraz Świętej Rodziny, ukazuje zjednoczenie, komunię Osób. Jednocześnie obraz ten wyraża zjednoczenie, miłość, życie małżeństwa i rodziny chrześcijańskiej, która dąży w swoim małżeństwie i rodzinie do świętości i tworzenia Kościoła Domowego.
Popatrzmy na świętego Józefa jak przygarnia Maryję. Podanymi sobie rękoma Oboje trzymają i obejmują Chrystusa. Chrystus lewą rękę łączy z Ich rękoma, zaś prawą ręką, podniesioną do błogosławieństwa, wskazuje na Maryję. Te trzy złączone dłonie wyrażają jedność Chrystusa z parą małżeńską połączoną przysięgą małżeńską. Wyrażają one drogę i zadania małżonków chrześcijańskich: każde z nich z osobna i oboje razem powinni trzymać się Chrystusa. On jest przy nich i pomiędzy nimi – pomiędzy małżonkami chrześcijańskimi.
Uwagę naszą zwraca serdeczność i troskliwość, z jaką święty Józef obejmuje swoją Małżonkę. Przypomina nam się tutaj zalecenie św. Pawła, który mówi: „Mężowie, miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie” (Ef 4,25). Ikona ta jest więc obrazem miłości Chrystusa do Kościoła, której uosobieniem ma być każde małżeństwo.
W księdze Rodzaju czytamy, iż po ustąpieniu wód potopu powiedział Bóg (Rdz 9,13): „Łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną a Ziemią” .W ikonografii, w sztuce, łuk często oznacza obecność Bożą – przymierze Boga z ludźmi. Łuk łączący i jednoczący Maryję i Józefa, całą Świętą Rodzinę, mówi nam o Bożym przymierzu z małżonkami i z rodziną. Może on, jak i cała ikona, symbolizować miłość Boga do swego ludu, która już w Starym Testamencie była zobrazowana przez miłość małżeńską: „…bo małżonkiem twoim – Święty Izraela, nazywają Go Bogiem całej ziemi. Zaiste, jak niewiastę porzuconą i zgnębioną na duchu, wezwał Cię Jahwe. I jakby do porzuconej żony młodości mówi Bóg: na krótką chwilę porzuciłem ciebie, ale z ogromną miłością cię przygarnę” (por. Iz 54,4-10).
Być może komuś z Was przypomni się obraz łuku – prawdziwej tęczy – jaki powstał w Oświęcimiu, po burzy, która miała miejsce, w czasie wizyty papieża Benedykta XVI w Polsce w roku 2006. Znak przymierza – tęcza na niebie – w tym właśnie miejscu w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu i w tej właśnie chwili kiedy modlił się tam, w tymże obozie zagłady, Niemiec z pochodzenia, następca św. Piotra – Benedykt XVI. Cudowny znak od Boga!
Ale wróćmy do naszej Ikony – Ikona ta mówi nam: „Bóg jest miłością… Jeżeli miłujemy się wzajemnie, Bóg trwa w nas…” (por. 1 J 4,7-18). O takiej wymowie może świadczyć fakt, że środek koła, którego fragmentem jest ten łuk, znajduje się w miejscu zetknięcia się, przytulenia Maryi i Józefa.
Niejako na rękach Maryi i Józefa jest Chrystus; natomiast w naszych rękach – jest Słowo Boże, gdy rozważamy je i wprowadzamy w naszą codzienność. Oczy Maryi – skierowane do błogosławiącego Jezusa przypominają o modlitwie osobistej, o osobistym spotykaniu się każdego dnia ze Słowem Bożym, którym jest Jezus.
Warto zwrócić uwagę także na trzy litery na nimbie krzyżowym Jezusa. Te litery to grecki napis – ON JEST. Największa prawda, którą można odkryć o Bogu to rzeczywistość, że ON JEST. W Księdze Wyjścia w 3. rozdziale Bóg objawia Mojżeszowi swoje Imię: „Jestem, który Jestem”. Życie duchowe zbudowane jest na odkryciu, że ON JEST. Jezus JEST obecny w naszym życiu „Tu i Teraz”. Tak samo jak był „Wczoraj” tak „JEST” i „Będzie” na wieki. Jezus jest ubrany w jaśniejącą biel, co jest wyrazem Jego bosko-ludzkiej natury. Jest odblaskiem Odwiecznego Ojca. Stuła diakona jaką ma na prawym ramieniu ukazuje Go jako sługę Boga (Iz 42,1-9), jako sługę zbawienia.
Ikona ta zawiera wiele symboli i znaczeń. Przez to bogactwo, może więc w różny sposób do nas przemawiać. Na pewno wzywa nas: „Przygarniajcie siebie nawzajem, bo i Chrystus przygarnął was ku chwale Boga” (Rz 15,7). „Bądźcie i wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski”. (Mt 5,48). Chciejmy usłyszeć te wezwania i realizować je z Bożą pomocą w trudach i radościach codziennego małżeńskiego i rodzinnego życia.
Twarze osób na Ikonie wyrażają tajemnicę. Źródłem nieustannej fascynacji drugą osobą w małżeństwie jest szacunek i pragnienie odkrywania tej tajemnicy, którą ona nosi w sobie. Zauważmy, że Jezus opiera się na rękach Józefa i Maryi, ale jednocześnie wyciąga dłoń, by błogosławić światu. Jest tu ukazana relacja dziecka i rodziców. Zadaniem rodziców jest wychowanie dziecka dla świata. Często spotyka się taką sytuację, że gdy narodzi się dziecko (szczególnie to pierwsze), to matka w dobrej wierze tak bardzo angażuje się w opiekę nad nowym członkiem rodziny, że zapomina o ojcu dziecka – o swoim mężu. To takie „odstawienie emocjonalne męża” często jest źródłem problemów małżeńskich. Czasami bywa tak, że ojca dziecka nie ma w domu z powodu nadmiaru pracy i wtedy matka wszystkie swoje uczucia przelewa na dziecko. Wszystko jest w porządku do momentu, gdy dziecko dorośnie i pragnie opuścić rodziców. Matka szczególnie przeżywa to jako pozbawienie jej obiektu miłości, życiowy dramat. Małżonkowie muszą wtedy na nowo odkryć siebie bo inaczej ich życie będzie pozbawione sensu. Józef i Maryja są oparciem dla siebie nawzajem i dla Jezusa, którego jednak nie zatrzymują.
Dłonie Maryi i Józefa zbliżają się do siebie nie dotykając się. Miłość w małżeństwie może ciągle wzrastać – nigdy nie dochodzi się do takiego momentu, że bardziej kochać się nie można. Miłość to jakby wartość trójwymiarowa. Wymiar fizyczny jest związany z ciałem, które w miłości pełni bardzo ważną rolę. Jeśli kogoś kocham to się do niego uśmiecham, przytulam, całuję (widać to szczególnie w miłości matki do dziecka). Najmocniejszym elementem fizycznego wymiaru miłości jest współżycie małżonków. Na wymiar psychiczny miłości składają się emocje, najczęściej pozytywne, które rodzą się w kontakcie z ukochaną osobą (ten wymiar widać wyraźnie w „zakochaniu się”). Gdybyśmy jednak pozostali tylko przy tych dwóch wymiarach to widzimy, że taka miłość jest płaska. Taka miłość w pewnym momencie się kończy: starzeje się ciało, emocje bledną. Miłość zyskuje głębię przez wymiar duchowy, który można rozwijać aż do śmierci. Więź duchowa rodzi się przez modlitwę, przebaczenie, odkrywanie tej wielkiej tajemnicy, jaką druga osoba w sobie nosi.
Dochodzimy wreszcie do tego, że Jezus potrzebuje miłości Maryi i Józefa. On jest na nich oparty jak na tronie. Dziecko bardzo potrzebuje miłości rodziców i cieszy się, gdy widzi jak rodzice okazują sobie miłość. Miłość rodziców jest dla dziecka obrazem miłości Boga. Gdy małe dziecko słyszy, że Bóg jest Ojcem, to automatycznie myśli o swojej relacji z tatą. Dziecko nie potrafi myśleć abstrakcyjnie w oderwaniu od konkretów. Gdy relacja z ojcem jest dobra, gdy ojciec potrafi dziecko przytulić, poświęcić mu czas, gdy potrafi skarcić z miłością, wytłumaczyć, pokazać, gdy dla dziecka ojciec jest „mistrzem świata”, tym który może wszystko – wtedy relacja z Bogiem jest dobra. Taki człowiek w dorosłym życiu, nie boi się Boga, ale ufa Mu bezgranicznie. Podobnie jest z miłością matczyną, gdyż w Bogu jest czułość matki i autorytet ojca.
Kontemplując Ikonę Świętej Rodziny – szczególnie postać św. Józefa – chcemy odkryć plan Boga wobec mężczyzny. Najpierw zobaczymy jak jest on wyposażony przez naturę a potem, co może się stać, gdy pozwoli działać w sobie Łasce.
Naturalnym dla mężczyzny jest funkcjonowanie w świecie rzeczy i temu zadaniu są podporządkowane wszystkie jego zdolności i predyspozycje. Od początku swojego istnienia mężczyzna czynił sobie ziemię poddaną. Zajmował się np. uprawą roli, hodowlą bydła, czy walką z nieprzyjacielem, stawiał czoła trudnościom. Ciało mężczyzny jest tak zbudowane, że może on podejmować olbrzymi wysiłek (znacznie większy niż kobieta) ale trwający stosunkowo krótki czas np. po 8 godzinach ciężkiej pracy mężczyzna musi usiąść i odpocząć. Wzrok mężczyzny jest słabszy niż kobiety, dostrzega mniej szczegółów i kolorów. Można też zauważyć, że mężczyzna patrzy „inaczej”. Na pytanie małżonki: „Czy podoba ci się moja nowa sukienka?” mąż odpowiada pytaniem: „Ile kosztowała?”. Mężczyźni mają także słabszy słuch (często w odpowiedzi na pytanie skierowane do mężczyzny oni odpowiadają: „Co mówisz?” i jesteśmy zmuszeni pytanie powtarzać) i nie mogą odbierać wielu wrażeń słuchowych naraz. Mózg mężczyzny jest wyspecjalizowany do konkretnych działań – brakuje całościowego współdziałania różnych jego rejonów. Stąd bierze się tak częste zagubienie mężczyzn w pracy i ich pozorna obojętność np.: na zaproszenie na obiad czy prośbę o pomoc. Dzięki selektywnemu działaniu półkul mózgowych mężczyzna potrafi oddzielić emocje od logicznego myślenia i dlatego jest nazywany „głową rodziny” (podczas gdy kobieta jest jej „sercem”). W życiu społecznym najlepiej czuje się, gdy może kierować grupami ludzi, zajmować się polityką. Podczas gdy kobieta tworzy ciepło domowego ogniska, mężczyzna walczy z żywiołami tego świata i zapewnia swojej rodzinie bezpieczeństwo i środki do życia.
Na tym fundamencie natury jest możliwe zbudowanie głębokiej duchowości mężczyzny. Co prawda patrząc na życie religijne w naszym kraju widzimy, że jest ono silnie sfeminizowane, jednak dawniej było ono domeną mężczyzn. Na kartach Starego Testamentu widzimy kapłanów, którzy składali ofiary, wojowników walczących z narodami pogańskimi. Dlaczego dziś jest inaczej? Katolicyzm poszedł w stronę emocji. Widać to chociażby w śpiewach, nabożeństwach, modlitwach. Ale wszędzie tam gdzie pojawia się możliwość „konkretnej roboty dla Kościoła” (chociażby przysłowiowe już niemal „niesienie baldachimu”), tam od razu pojawiają się zastępy gotowych do pomocy panów.
Powróćmy kolejny raz do naszej Ikony, patrzmy w dalszym ciągu na nią i czytajmy Ją. W oryginale Św. Józef ma szaty koloru ziemi. Biblijne imię pierwszego człowieka to Adam, oznacza tego, który powstał z ziemi. Życie Adama, pierwszego człowieka, jest związane z ziemią i pracą. Szaty św. Józefa w kolorze ziemi, to także znak bycia sługą i przypomnienie o tym, że władza mężczyzny w rodzinie powinna współistnieć z postawą służby. Jak to jest bardzo istotne dzisiaj, w naszych rodzinach i jak bardzo tego pragną członkowie rodziny i żona i dzieci! Patrząc na zasady moralne świata Starego Testamentu widzimy, że mężczyzn obowiązywały zasady łagodniejsze i bardziej liberalne. Mężczyzna mógł oddalić żonę z jakiegokolwiek powodu, kobiety tego prawa nie miały. W genealogii Jezusa (por. Mt 1,1-16; Łk 3,23-38) zasadniczo są wymieniani tylko mężczyźni, do nich również należało wychowanie religijne dzieci.
Zauważmy, że święty Józef był ojcem w pełni tego słowa znaczeniu, choć to nie on przekazał Jezusowi materiał genetyczny, nie on dał życie. Dziś często spotykamy się z sytuacją zupełnie odwrotną: ojcostwo jest tylko biologiczne – bez podjęcia zadania wychowania potomstwa. Kontemplacja postaci Św. Józefa pomaga nam odkryć zamysł Boga, co do każdego ojca i skorygować błędny obraz ojcostwa kreowany przez kulturę masową.
Przypatrzmy się teraz Matce Bożej – Maryi.Według Biblii najważniejszym zadaniem kobiety jest zrodzenie i wychowanie potomstwa. Wszystko w niej jest temu podporządkowane. Pierwsza niewiasta – Ewa jest nazwana „matką wszystkich żyjących”, zatem z natury macierzyństwo jest zasadniczym powołaniem każdej kobiety. Dziwi nas zatem nazywanie kobiet opiekujących się dziećmi i domem nieczynnymi zawodowo, lub nie pracującymi. Ta praca jest szczególnie ciężka i odpowiedzialna – bez niej nie byłoby żadnego z nas. W opisie stworzenia niewiasty z żebra Adama zastanawiający i zdumiewający jest fakt w jaki cudowny sposób Pan Bóg ją stworzył. Mądrzy Żydzi tłumaczyli to w ten sposób: Bóg nie uczynił kobiety z głowy Adama, żeby nim rządziła, ani z nóg, aby była jego służebnicą, ale z żebra, aby zawsze była przy jego boku, bliska jego sercu. Czyż to nie jest wspaniałe?!
Kobieta jest odpowiedzialna za bogaty świat życia emocjonalnego w rodzinie i predysponowana do działania w świecie osób. Jej ciało, z pozoru słabe, jest przystosowane do długotrwałego wysiłku np. czuwania całą noc przy dziecku, w czym kobieta jest niezastąpiona. Także jej zmysły są przystosowane do troski o potomstwo, które zasadniczo nie potrafi jeszcze komunikować się ze światem. Stąd doskonały wzrok i słuch, by natychmiast zauważyć wszelkie potrzeby wyrażane w niewerbalnym języku ciała, czy przez nieartykułowane dźwięki. Kobieta posiada też swoisty wzrok i słuch duchowy – potrafi zobaczyć i usłyszeć to, czego mężczyzna nie dostrzeże. To predysponuje ją do szczególnej wrażliwości na piękno w sobie i wokół siebie. Dlatego najbardziej oczekiwanym komplementem będzie dla kobiety „JESTEŚ PIĘKNA” (dla mężczyzny zaś: „JESTEŚ MĄDRY I SILNY”).
Mózg kobiety charakteryzuje się zaś dużą ilością połączeń nerwowych pomiędzy półkulami, dlatego działa bardziej całościowo. Kobieta potrafi łączyć informacje pochodzące z różnych zmysłów, co sprawia, że możemy mówić o tzw. kobiecej intuicji. Dobre połączenie półkul sprawia, że emocje bardzo często wpływają (niestety negatywnie) na zdolność logicznego myślenia, dlatego kobieta potrzebuje „ochroniarza” – mężczyzny, by nie podejmować nieodpowiedzialnych decyzji w stanach emocjonalnej huśtawki. W społeczeństwie kobiety najlepiej czują się tam, gdzie mogą działać na rzecz konkretnej osoby (uczyć, wychowywać, leczyć, karmić itp.).
Na fundamencie natury powstaje duchowość kobiety. W oryginale na naszej Ikonie Maryja ma szaty koloru czerwonego – jest to kolor królewski. Jest przecież Matką Króla Wszechświata. W starożytności matki królów cieszyły się większymi przywilejami niż ich żony, były często nazywane Wielkimi Paniami, co znajduje też odzwierciedlenie m.in. w Litanii do Najświętszej Maryi Panny. Maryja ma na płaszczu trzy gwiazdy, co symbolizuje Jej dziewictwo przed, w czasie i po poczęciu Jezusa. Jest to zaproszenie dla wszystkich kobiet do pielęgnowania czystości serca w ciągu całego życia, do starania się o piękno duchowe, które nie ma nic wspólnego z wyzywającym „żebraniem o spojrzenie” tak powszechnym dziś widocznym na ulicach naszych miast czy też w internecie. Wpatrywanie się w Maryję uświadamia nam wielkość powołania kobiety i jej obdarowania przez Boga.
Spójrzmy teraz na boczne skrzydła, które zostały dodane przez malarza z Krakowa, są na nich przedstawione dwa anioły: z prawej Gabriel, z lewej Michał, w postawie gotowości pełnienia woli Bożej. Michał trzyma w lewej dłoni przezroczysty krążek, w którym widnieje napis „Jezus”, Gabriel natomiast trzyma napis „Chrystus”. Niebiańscy posłańcy wskazują w ten sposób na centrum, którym jest Odwieczne Słowo, Logos, Jezus Chrystus, Ten, który był i który jest, i który przychodzi (Ap 4,8). Jako znak adoracji dwaj Archaniołowie, jak w liturgii uwielbienia, kołyszą małymi kadzidłami i kłaniają się w pokorze przed Bogiem.
Jakie wiadomości posiadamy o tych postaciach? Pierwszą misją archanioła Gabriela w tajemnicy Wcielenia było zwiastowanie Zachariaszowi narodzin syna, Jana Chrzciciela. Wydarzenie to miało miejsce w świątyni jerozolimskiej, podczas liturgii składania ofiary kadzenia (Łk 1,5-25), gdy kapłan brał szczypcami rozżarzony węgiel z ołtarza całopaleń, umieszczonego na dziedzińcu świątyni, wchodził do „Świętego”, centralnej sali, i przed Świętym Świętych, miejscem Bożej obecności, zapalał na ołtarzu kadzidło i wonności: w tych, które podobały się Bogu i wznosiły się ku Niemu, i rozchodziły się w powietrzu, Izrael widział siebie samego i swoje modlitwy, które były składane Panu w duchowej ofierze (G. Ravasi).
Dla Zachariasza ofiara kadzenia była najważniejszym wydarzeniem w życiu, gdyż jako kapłan składał ją prawdopodobnie jeden jedyny raz. Przeżycie to zostało wzmożone przez nieoczekiwaną wizję. Kapłan zobaczył anioła stojącego po prawej stronie ołtarza i bardzo się tym przeląkł. Jednak anioł uspokaja Zachariasza i objawia mu radosną nowinę. Oto Jego żona Elżbieta urodzi syna, który będzie człowiekiem wielkiego formatu (pokroju Eliasza), nawróci wielu do Boga i zapowie nadejście Mesjasza. Tak jak Samson będzie nazirejczykiem (por. Lb 6,3n) i już w chwili narodzenia zostanie napełniony Duchem Świętym.
Niesłychana nowina rodzi u Zachariasza praktyczne pytania a za nimi „niedowiarstwo”. Oboje z żoną są już w podeszłym wieku. Określenie „posunięci w latach” może wskazywać, że małżonkowie mieli ponad sześćdziesiąt lat (C. Keener). Zachariasz prosi o znak, jednak w sercu jego nie ma ufności ani Bogu ani Jego Posłańcowi i stąd Zachariasz otrzymuje surową odpowiedź anioła: Ja jestem Gabriel, który stoję przed Bogiem. A zostałem posłany, aby mówić z tobą i oznajmić ci tę wieść radosną. A oto będziesz niemy i nie będziesz mógł mówić aż do dnia, w którym się to stanie, bo nie uwierzyłeś moim słowom, które się spełnią w swoim czasie (Łk 1,19-20).
Archanioł Gabriel był dla Zachariasza aniołem ciszy. Milczenie i cisza stanowiły jego osobiste przygotowanie do narodzin syna Jana. Są one również koniecznym warunkiem duchowego wzrostu, modlitwy i kontemplacji. Bez nich nie dotrzemy do osobistej głębi i nie spotkamy Boga, który przemawia poprzez delikatne impulsy w ciszy serca.
Drugą nowotestamentową misją Gabriela było zwiastowanie Maryi w Nazarecie. Anioł Gabriel przychodzi do Maryi z pozdrowieniem: Bądź pozdrowiona pełna łaski, Pan z Tobą (Łk 1,28). Maryja od początku swej egzystencji jest piękna, jest wybrana jako pełna wdzięku w oczach Boga. Do Niej można odnieść również słowa proroka Izajasza: Powołał Mnie Pan już z łona mej matki, od jej wnętrzności wspomniał moje imię (Iz 49,1).
Na słowa Gabriela Maryja, zamiast się radować, zmieszała się i rozważała, co miałoby znaczyć to pozdrowienie (por. Łk 1,29). Obecność anioła, będąca synonimem obecności Boga, z jednej strony napełnia Maryję radością, jednak z drugiej wywołuje wstrząs, bo i te słowa są wstrząsające. Dotyczą emocji, ale także myśli, umysłu. Zarówno uczucia, jak i umysł Maryi zostają poddane próbie. W najśmielszych marzeniach nie wyobrażała sobie chyba podobnej interwencji i łaski Boga.
Reakcja Maryi na objawienie anioła okazuje się nam bliska. Każdy człowiek pragnie ułożyć sobie życie według własnych planów, aspiracji i określić sposób ich realizacji. Jednak nie zawsze potrafi wkalkulować w nie i zaakceptować odmienność działania Boga. I potrzeba nieraz ze strony Pana Boga terapii wstrząsowej, aby uświadomić sobie, że to On jest Panem.
Misja anioła Gabriela jest bardzo delikatna. Ma „przekonać” zalęknioną Dziewczynę o niesłychanej woli Bożej. Maryja jest „Panną roztropną”, dlatego najpierw rozważa w sercu, rozeznaje, a później stawia pytania, szuka sensu wydarzeń, w których uczestniczy. Tajemnica Boga, która zostaje Jej objawiona, przekracza ludzki poziom intelektualny. Wymaga wyjścia poza stopień racjonalności oraz ogromnego zawierzenia, zaufania aż do granic wytrzymałości. Podobnie, wydaje się i każdy z nas – Członków Wspólnoty Trudnych Małżeństw „Sychar” – jest do tego powołany, aby wyjść poza swoje czysto ludzkie rozumowanie, swoją racjonalność, i wejść na poziom Bożej tajemnicy.
Pan Bóg zawsze towarzyszy człowiekowi ze swoją łaską. Im misja jest trudniejsza, tym obfitsza Boża pomoc i łaska. Ponadto stawia na drodze znaki, które pomagają odczytać powołanie i zrozumieć istotę zadania. Dla Maryi będą znakami ciąża Elżbiety (po ludzku już niemożliwa) i narodziny Jana. Jakże trudne do uwierzenia dla nas są takie znaki opisane w Słowie Bożym, a jeszcze bardziej trudna do uwierzenia nasza sytuacja „Sycharków”, że Bóg może ją przemienić, uzdrowić i uleczyć, wydobyć z niej dobro o jakim może do tej pory nawet nie myślimy, nie śnimy, ani nie bierzemy pod uwagę. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego (Łk 1,37). To jest Słowo Boże.
Po lewej stronie naszej Ikony znajduje się postać anioła Michała. Wspomniany jest on w Księdze Daniela jako pierwszy spośród książąt aniołów, obrońca i opiekun Izraela (por. Dn 10,13.21; 12,1). Jan w Apokalipsie ukazuje go jako zbrojnego przywódcę, toczącego walki z szatanem. Jego imię w języku hebrajskim oznacza „któż jak Bóg?”.
Archanioł Michał jest wrogiem numer jeden szatana. Reprezentuje bowiem przeciwstawne wartości. Michał – dobro i miłość, szatan – nienawiść, destrukcję i zło. Walka między dobrem a złem toczy się nie tylko na ziemi. Apokalipsa podkreśla, że dotyczy również wymiaru duchowego, anielskiego: I nastąpiła walka na niebie: Michał i jego aniołowie mieli walczyć ze Smokiem. I wystąpił do walki Smok i jego aniołowie (Ap 12,7). Smok jest określeniem szatana. Jan precyzuje jego cechy (Ap 12,9): Wąż starodawny (objawił swoje oblicze już w raju, kusząc Ewę), diabeł (ten, który dzieli), szatan (oskarżyciel, przeciwnik); ten, który usidla, oszukuje, zwodziciel.
Walka na niebie kończy się przegraną szatana: został strącony na ziemię, a z nim zostali strąceni jego aniołowie (Ap 12,9). Szatan, pokonany przez Michała i jego wojsko, kończy wyrzuceniem go z orbity niebieskiej, z bliskości Boga. Zostaje natomiast dalej na polu walki. Jego terytorium stanowi odtąd ziemia i człowiek ze swoją wolnością i skłonnością do grzechów. Z pewnością nie jeden raz o tym dość boleśnie przekonaliśmy się.
Szatan jest świadom, że mało ma czasu (Ap 12,12) i dlatego atakuje ze zdwojoną siłą i nienawiścią. Wprawdzie został pokonany na niebie, ale pozostał mu jeszcze, jako cel ataku, Kościół. Jego niezmordowane próby i ataki mają zmiażdżyć dobro. Jego nieodzowną bronią są kłamstwa i oskarżenia. Czy ta „broń” diabelska nie jest nam znana aż za dobrze!?
Pomimo wygranej archanioła Michała – walka trwa. Tym razem na ziemi, w naszych sercach i jest to duchowa walka. Trwać będzie ona aż do chwili śmierci. Nie należy jednak popadać w pesymizm, ani lęk, ani nadmiernie eksponować mocy zła. Szatan nie jest Bogiem. Nie należy też do nieba. Choć uderza mocno, to jednak do czasu. Już został skazany na ostateczną porażkę. Choć zło, niekiedy pozornie, się panoszy, to jednak jego wojska nie są niezwyciężone, lecz już zostały pokonane; jego siła jest wprawdzie rzeczywista, ale ujarzmiona i powstrzymywana (G. Ravasi).
Zwycięstwo nie leży jednak ani w sile, ani w mądrości ludzkiej. W tym punkcie szatan może okazać się silniejszy. Główną bronią w walce duchowej jest oddanie się Bogu i Jego zbawczemu dziełu w Chrystusie – zaufanie, które jest tak mocne i tak otwarcie wyrażane, że nawet śmierć nie jest w stanie go podważyć […]. Dla tych, którzy są wytrwali w swym oddaniu się Chrystusowi, zwycięstwo jest pewne (W. Kaiser). Patrząc na zaufanie Maryi, Jej powierzenie się Woli Bożej, Jej Słowa niech staną się i naszymi „niech mi stanie według Twego Słowa” (Łk 1, 38).
W ten sposób nasza ikona nie jest statycznym, idyllicznym obrazem, ale poprzez swoją duchową treść jest zaproszeniem do Exodusu, do wyjścia, do drogi wiary Jezusa, Maryi i Józefa. Modlący się, kontemplujący jest zaproszony do tego, by jak Święta Rodzina wzrastać i dojrzewać w oddaniu się woli Ojca. To jest istota ducha dziecięctwa Bożego, który wewnętrznie łączy osoby w prawdziwą wspólnotę.
Może nie wszystko zostało w tym opracowaniu uwypuklone, ale niech te myśli posłużą, do wzrostu duchowego członków naszej Wspólnoty sycharowskiej.
Modlitwa do Świętej Rodziny
Boże, Ty z miłości do nas posłałeś Jednorodzonego Syna, by każdy, kto w Niego wierzy nie zginął, lecz mógł mieć życie wieczne i w Świętej Rodzinie dałeś nam wzór życia. Spraw, abyśmy złączeni wzajemną miłością naśladowali w naszych rodzinach Jej cnoty.
Najświętsza Rodzino, obrazie Trójcy Przenajświętszej na ziemi, wspomagaj nas w naszych potrzebach. Wierzymy, że ze szczególną miłością spojrzysz na każdą rodzinę. Niech każda rodzina stanie się świątynią Bożą, w której panuje wzajemna miłość i pokój.
Najświętsza Rodzino, której Opiekun – św. Józef jest wzorem miłości ojcowskiej, Matka Najświętsza – miłości macierzyńskiej, a Dziecię Jezus – posłuszeństwa i miłości synowskiej, oddajemy się pod Twoją opiekę prosząc, by rodzice i dzieci, starsi i młodzi byli złączeni Twoją miłością.
Prosimy Cię za małżonków o umocnienie ich wzajemnej miłości; za rodziców oczekujących z niepokojem i nadzieją na mające urodzić się im dziecko. Za rozwijające się dzieci, które napełniają domy radością, za młodzież, w której budzi się miłość i za narzeczonych, którzy z godnością przygotowują się do małżeństwa. Za ludzi starych, którzy z dnia na dzień zbliżają się do domu Ojca. Za te rodziny, w których są bezrobotni, którym brakuje chleba powszedniego, za dzieci zaniedbane i porzucone, za wdowy i sieroty, za chorych i cierpiących, by doznawali życzliwej opieki ze strony bliźnich.
Prosimy za rodziny rozbite i te, które dążą do rozbicia. Niech w ich krytycznym położeniu odnowi się prawdziwa miłość, a wygaśnie niechęć i egoizm.
Najświętsza Rodzino z Nazaretu broń nasze rodziny, którym zagraża tak wiele niebezpieczeństw i prowadź je drogą ewangelicznych błogosławieństw. Amen.
Odszukał w internecie i opracował:
Opiekun wspólnoty Sychar we Wrocławiu
Artykuł w wersji do druku w formacie PDF: naszaikona
ZAPRASZAMY do modlitwy i rozważań tekstami dróg krzyżowych, które zostały napisane przez:
– małżonków i dla małżonków: http://episkopat.pl/aktualnosci/7138.1,Malzenskie_Drogi_Krzyzowe.html lub http://sychar.org/modlitwa/MalzenskaDrogaKrzyzowa_KODR.pdf
– o. Macieja Konenca Sj – opiekuna Ogniska Sychar we Wrocławiu: http://sychar.org/osoba/o.maciej.konenc/DrogaKrzyzowaSychar2016.pdf
ZAPRASZAMY do przeczytania listu o. Macieja Konenca do Sycharu: http://sychar.org/osoba/o.maciej.konenc/Samuel.pdf
ZAPRASZAMY do obejrzenia i wysłuchania konferencji rekolekcyjnych Mieczysława Guzewicza „Jedność w małżeństwie.Jak budować? Jak ratować?” oraz homilii ks. Szymona Czuwary – opiekuna Ogniska Sychar w Lublinie: https://www.youtube.com/playlist?list=PLobUwltc9GBYMY9-rZy-yFt-59TTUWMj9
ZAPRASZAM do przeczytania tekstu pt. „Namiot Spotkania” o. Macieja Konenca SJ – opiekuna duchowego naszego Ogniska we Wrocławiu. Od października, w związku z Rokiem Wiary, Ojciec Maciej prowadzi „Szkołę Modlitwy”.
Na stronie głównej (także na stronie Ogniska) tekst dostępny jest pod adresem:
http://sychar.org/namiot-spotkania/
a na Facebooku:
http://www.facebook.com/sychar
Informacje nt. zamawiania intencji mszalnych u ks. Pawła Dubowika – naszego krajowego duszpasterza Wspólnoty, są dostępne pod adresem:
http://sychar.org/2012/11/30/intencje-mszalne/